sobota, 4 stycznia 2014

Deux


Po kilkunastu minutach dał sobie spokój i usiadł pod drzwiami. Coraz silniejsze podmuchy powietrza uderzały w jego blade policzki. Tymczasem on, mimo całej wściekłości, cicho podśpiewywał pod nosem, jedną ze swoich ballad. Sam nie wiedział, kiedy zaczął lekko się kołysać.
Dlaczego było mu tak źle? Czy nie wiódł wspaniałego życia? Był sławny, rozchwytywany i pijany, po paru drinkach wypitych pospiesznie w klubie. Miał przyjaciół, z którymi mógł się spotkać właściwie w każdej chwili, co z tego, że każdy z nich podobnie jak on, miałby już parę promili we krwi. Ale przede wszystkim, miał swój głos. Jak sam twierdził, jego największy atut, coś, co darzył obsesyjną wręcz troską. Pomyślał o nim i raptem przypomniał mu się pijacki bełkot Slasha:
- Stary, na koncercie musi być rozpierdol! – zawołał do niego, przed jednym z ich pierwszych, większych koncertów.
- Nie – odpowiedział mu wtedy trzeźwo, spoglądając zza kulis na tłumy fanów  - Na koncercie muszę perfekcyjnie zaśpiewać.
Slash wybuchnął śmiechem i bez słowa podał Rose’owi fajkę. Wykłócanie się z nim w tym temacie nie miało najmniejszego nawet sensu. Hudson’owi zdarzało się czasem myśleć, że Axl wynosi swoje umiejętności wysoko ponad resztę zespołu i uważa, że sam poradziłby sobie równie dobrze jak z nimi, ale zawsze karał się w duchu, za te spekulacje i nigdy nikomu o nich nie mówił. Jesteśmy rodziną, bez jednego z nas, cały zespół by padł – Powtarzał.
Axl otworzył oczy. Zdumiony spostrzegł, że nadal siedzi pod drzwiami. Rozejrzał się dookoła i dopiero po chwili zauważył jakie zaszły zmiany. Niebo pojaśniało, a gwiazdy nie były już widoczne. Temperatura podnosiła się, a na jego ulicy pojawiały się pierwsze dźwięki dnia. Zerknął na zegarek na prawym nadgarstku. Dochodziła szósta rano.
- Ja pierdole gdzie ona jest – po raz setny ukarał myślach, swoją ignorancję wobec kluczy. Wyciągnął leniwie nogi i przeciągnął się ogromnie. Kilka godzin snu na zimnych, kamiennych schodach bynajmniej, nie odprężyło go. Zapatrzył się tępo w ulicę, po chwili wyostrzając wzrok.
Podniósł się z głośnym jękiem i skierował przed siebie. Przyspieszył kroku, mimo bólu w całym ciele.
- Julia! - zawołał, będąc dostatecznie blisko.
Kobieta odwróciła się z lekkim wahaniem. Nie miał wątpliwości, że zauważyła go wcześniej i właśnie to było przyczyną jej przyspieszonego tempa.
- Śledzisz mnie? – prychnęła zniechęcona.
Zmarszczył brwi. Nie potrafił przypomnieć sobie dlaczego ostatnia kochanka, miała od niego żal.
- Mieszkam tu – wskazał ręką.
- Myślałam, że taka gwiazda jak ty ma wille z basenem – zakpiła z satysfakcją.
Rzeczywiście Axl mógłby sobie na nią pozwolić, ale razem z Erin wciąż nie umieli podjąć decyzji o przeprowadzce. Pani Rose w zasadzie nie miała nic przeciwko wymianie domu na większy, ale mężczyzna czuł do niego niezrozumiały sentyment. Z jednej strony przeszkadzał mu niski metraż i ruchliwa ulica Laurel Canyon Blvd, z drugiej zaś, wciąż pamiętał, jak kupował go za pierwsze pieniądze z koncertów, jak sypiali w nim wszyscy członkowie zespołu, często na ziemi w powodu braku odpowiedniej ilości miejsca na łóżka dla całej piątki. Wspominał pierwsze spotkania z Erin – pierwsze pieszczoty, namiętne pocałunki, a wreszcie momenty gdy paradowała po domu jedynie w jego przykrótkiej koszuli, czym doprowadzała go do obłędu. Ale kiedy świadomie przywoływał te przyjemne dla oka obrazy, na wierzch wypływały inne, świeższe. Erin z sińcem pod okiem, Erin wyzywająca go od najgorszych, Erin płacząca w kącie ich sypialni…
Otworzył usta, po chwili je zamknął. Cięta riposta uwięzła mu w gardle. Był zbyt zmęczony i zdołowany, by ciągnąć słowne przytyki
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu.
- Hej! – zawołała Julia, robiąc kilka kroków w jego stronę - po co w ogóle mnie zatrzymałeś?
- Bo chciałem kogoś wkurwić, zadowolona? - rzucił przez ramię, nie zatrzymując się.
Podniosła wyniośle głowę i poszła za nim.
- Może chcesz pogadać? – spytała pogodnie, chcąc zatuszować wcześniejszy nietakt.
Pokręcił tylko głową, nie odwracając się.
- Axl…?
To nie był głos Julii. Ta odchodziła już w inną stronę i była mężczyźnie zupełnie obojętna. Zatrzymał się i ponownie zwrócił w stronę ulicy. Jedyne o czym marzył, to długi sen. Ten musiał jednak jeszcze trochę poczekać…
- Gdzie byłaś całą noc? - spytał bez zbędnych słów powitania. Wściekłość wróciła ze zdwojoną siłą.
Stanęła na wprost niego. Była drobną, lecz niezwykle urodziwą kobietą. Jej twarz o nieskazitelnych rysach miała porcelanowy odcień. Dobrze zarysowane usta nadawały jej charakteru, a duże oczy o morskim odcieniu, momentami nadawały jej  wygląd dziecka. Długie, ciemne włosy opadały falami na jej ramiona. Ta mieszanina kobiecości i dziecka była dla mężczyzn niezwykle pociągająca, ale Erin zdawała się tego nie dostrzegać.
- Musiałam… Trochę pomyśleć – odparła z wahaniem.
- Tak? A może musiałaś podładować akumulatory? 
Pokręciła głową i spokojnie nakazała mu wejść do domu, rzucając uprzednio kluczyki wprost do jego wyciągniętej dłoni.
- Nie wejdę, dopóki mi nie wyjaśnisz, gdzieś ty kurwa była! – krzyknął, dając się ponieść emocjom.
- Jesteś idiotą. – mruknęła cicho i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Mężczyzna stał i przyglądał się jak żona wyjmuje drugi klucz spod wycieraczki i wchodzi do domu, pozostawiając uchylone drzwi. Siłą woli powstrzymał siarczyste przekleństwo. Być może gdyby słuchał jej z większą uwagą, wiedziałby gdzie znaleźć zapasowy klucz. Po chwili wciąż zły, powlókł się za nią do środka.

Po całym dniu odsypiania zarwanej nocy, gniew Axla znacznie zmalał. Wstawszy z łóżka, obiecał sobie nie wszczynać kłótni z Erin. Znalazł ją w pokoju nagraniowym. Miała słuchawki na uszach a oczy zamknięte. Jej długie rzęsy o mało nie stykały się ze starannie wyregulowanymi brwiami. Zakradł się od tyłu i delikatnie dotknął jej ramienia. Podskoczyła ze strachu, zrywając słuchawki z uszu.
- Co tam sobie słuchasz? - zagaił łagodnie.
Bez słowa podała mu sprzęt.
- Sweet child… Przecież nie lubisz, jak śpiewam… Zawsze mówisz, żebym się zamknął - oburzył się żartobliwie, chcąc rozładować napięcie.
- I ty mi w to wierzysz? – spytała lekko zaskoczona. Wszyscy cię uwielbiają… Julia też. – dodała po sekundzie.
- O czym ty… - zaczął, ale mu przerwała.
- Widziałam ją tu wczoraj. Prosiłam cię, żebyś nie sprowadzał…
- Ja pierdole, Erin! – rozzłościł się gwałtownie. Złapał ją za ramiona i mocno potrząsnął - Nigdy cię nie zdradziłem…
- Jasne, że nie - rzuciła sarkastycznie, próbując mu się wyrwać – Puść mnie do cholery! – szarpali się chwilę z wyraźną przewagą mężczyzny.
- Zostaw mnie! Nie mam dzisiaj czasu na twoje świrowanie, jestem umówiona! – krzyknęła, zauważywszy, że jej próby uwolnienia się od niego nic nie dają. Puścił ją jak kopnięty prądem.
- Mogę się przyłączyć, czy to zamknięta impreza? Tylko doborowe towarzystwo…
- Wychodzę z tego - mruknęła cicho, podnosząc się z ziemi.
- No właśnie widzę! To co dzisiaj? Koka? A może coś mocniejszego? Zielskiem gardzicie, co? Starzy wyjadacze…
- Pieprz się.
Chwyciła torebkę i wybiegła stamtąd, nim mężczyzna zdążył jakkolwiek zareagować. Zastygł na ziemi w bezruchu. Kolejna kłótnia, choć tak bardzo tego nie chciał. Gdzie podziało się te szczęśliwe, kochające się, może nieco szalone małżeństwo?
Wyspany i pełen energii postanowił przeprowadzić małe dochodzenie. Zgarnął z okrągłego stolika w korytarzu telefon, portfel i chustkę, zbijając przy okazji szklany wazonik, z dawno już wysuszonym kwiatem. Obejrzał się na wazon i głośno zaklął.
Był to prezent od matki Erin, Helen. Kobieta nigdy go nie lubiła, wciąż kojarzyła go z tym małym, rudym, patologicznym chłopcem, z którym tak namiętnie przyjaźniła się jej słodka córeczka. Gdyby głębiej nad tym pomyślał, pewnie przyznał by rację swojej teściowej. Był źródłem wszystkich problemów Erin. To on wciągnął ją w szemrane towarzystwo, sprawił by rzuciła college i przeniosła się do niego. Następnie stworzył jej piekło na ziemi, wpędzał w kompleksy w efekcie czego wpadła w nałóg. Gdyby się z nim nie związała, nigdy nie posmakowałaby życia, które rządzi się tak okrutnymi prawami. Wyszłaby za lekarza lub prawnika, który co dzień wypijałby najwyżej kieliszek wina do obiadu, popierał zakaz palenia w miejscach publicznych i wymieniał z nią poglądy na temat sytuacji w krajach trzeciego świata.
Właśnie o takim partnerze dla swojej córki marzyła Helen i Don, jej ojciec. Erin pokrzyżowała ich plany.
Axl postanowił ,że po powrocie zastąpi wazon inną ozdobą i wyszedł z domu, zamykając ostrożnie drzwi, by nie narobić  kolejnych szkód. W złości zdarzało mu się to aż nazbyt często.
Udał się do Hard Rocka, tym razem jednak skorzystał ze swojego mustanga. Był pewien, że właśnie tam spotka swoich przyjaciół. Przerwa w koncertowaniu i nagrywaniu oznaczała nieustającą imprezę.
Wszedł do klubu, skinąwszy palcem na kelnera, poszedł od razu do loży w kącie. Kiedy pojawił się znajomy facet z obsługi, rzucił mu kluczyki do auta.
- Przestaw mój wóz, bo ten gnój znowu mnie zastawi… Dzisiaj żadnych fanów, chcę trochę prywatności, jasne? I niech mi ktoś przyniesie coś zajebiście mocnego. Widziałeś tą mendę, Slasha?
- Ok., kelnerka zaraz przyjdzie… A Slash siedzi tam – Wskazał ręką lożę po przeciwnej stronie – Chyba coś go…
- Wystarczy – przerwał mu Axl – widziałeś tu wczoraj Erin?
- Erin… - powtórzył – A tak, była. Ze Steven’em, rozmawiali...
- A może wciągali? – podsunął frontman. Obawiał się, że facet zwyczajnie nie chce wydać jego żony. Wszyscy wiedzieli jaki bywał wybuchowy.
Z byle powodu wyrzucał z klubu wszystkich fanów. Obsługa na ogół nie reagowała. Byli przyzwyczajeni do jego kaprysów, a reklama jaką zapewniał im zespół skutecznie rekompensowała podobne zajścia.
- Nie – zaprzeczył stanowczo. – Tylko rozmawiali.
- Dzieki, Tim…
- Tom – poprawił cicho.
Ale Axl lawirował już między stolikami w kierunku olbrzymiej burzy loków, którą dostrzegł przed paroma minutami.
- Jesteś w końcu, rudy – zawołał jak zwykle wesoły Steven, siedzący tuż za gitarzystą.
- A co, to jakieś ustawione spotkanie?
- Na tobie kurwa polegać. Umawialiśmy się parę dni temu, że trza obgadać sprawy zespołu – przypomniał zniecierpliwiony basista.
- To jak, wszyscy trzeźwi? – spytał Slash, by rozładować sytuację. Wiedział, jak podatny na napad wściekłości był Axl poprzedniego wieczoru.
- Jak zwykle – mruknął Izzy, znudzony. Mimo dużego wkładu w działalność zespołu, zawsze pozostawał w cieniu, bardziej temperamentnych od niego przyjaciół. Nie wzbudzał kontrowersji, nie wywoływał skandali, a przynajmniej robił to tak, by nikt się o tym nie dowiedział.
- To co, strzelimy sobie po browarku i bierzemy się do roboty, tak? – spytał Duff rzeczowo.
- Dzwonili z Geffen. Przypominali, ze podpisali z nami kontrakt na więcej niż jedną płytę… Czekają na nas w studiu. – oznajmił Izzy.
- To ja skoczę po te… - zaczął Steven, powoli podnosząc się z miejsca.
- Siedź –przerwał Axl, przytrzymując jego ramię – zaraz tu przyleci panienka z baru, co się będziesz fatygował… - Steven usiadł z szerokim uśmiechem – Co robiliście z Erin zeszłej nocy? – spytał bez ogródek.
- Gadaliśmy sobie trochę – dpowiedział rozluźniony. Nie dostrzegł oskarżenia w tonie wokalisty.
Steven był bardzo sympatycznym, cieszącym się z życia, bezkonfliktowym człowiekiem. Na ogół to on zabawiał towarzystwo, będąc swego rodzaju maskotką zespołu.
- O czym?
- No wiesz… - Steve rozejrzał się dookoła – O jej problemie…
- Chłopcy, nie chcę wam przerywać, tej zajebiście ważnej rozmowy, ale…
- To weź bas i się zamknij Duffy – Przerwał mu Rose, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
- Hej spokojnie, mieliśmy tutaj omówić wstępny plan, kiedy bierzemy się za płytę, jaka dokładnie ona będzie, żeby potem jakoś dogadać się z wytwórnią – Slash przejął inicjatywę – Chyba musimy najpierw…
- Chcę najpierw zamienić słowo z Adlerem! – warknął wzburzony lider. Dmuchnął lekko w grzywkę i powrócił do tematu – Co ci mówiła?
- Hej, o co właściwie chodzi z tą Erin? – spytał Izzy. Nie wydawał się być przejęty, a raczej zwyczajnie zaciekawiony.
- Kurwa, żadna „ta” – upomniał Axl.
- Rudy, uspokój się, nie jesteśmy twoimi pierdolonymi podwładnymi! Kurwa, odrobinę szacunku chociaż – poirytował się w końcu Slash.
Do stolika podeszła kelnerka. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy i bardzo długie nogi. To były pierwsze atuty, które zauważył u niej Slash.
- Laleczko, przynieś nam pięć zimnych browarków. Te co zwykle – zwrócił się do niej, zanim ktokolwiek zdążył to zrobić.
- Cztery – sprostował Axl, odbierając swój napój.
- Trzy – dodał Steven – dla mnie wódeczka. – wyjaśnił.
- Dwa. Ja dzisiaj nie piję – oznajmił ni stąd ni zowąd Izzy .
- A ja się zwijam – rzucił Duff, zrywając się na równe nogi.
Slash wzniósł oczy ku niebu.
- Stary, nie obrażaj się… Rose’owi jak zwykle odbija szajba i tyle.
- O co chodzi z Erin? – Spytał Duff, odwracając się przodem do wokalisty.
- Ćpa.
- Wszyscy ćpamy – Zauważył Duff z kpiną, wracając na swoje miejsce.
- Następny… - Axl westchnął  - Jest uzależniona.
- O kurwa – Szepnął Izzy – Ona?
Steven w milczeniu pokiwał głową. Cała jego radość ulotniła się wraz z rozpoczęciem tematu Erin.
- Słuchajcie, nie chciałem, żeby to tak wyglądało… - zaczął Axl nieporadnie – Mam na myśli… Kurwa, po prostu nie wiem co mam zrobić, jakie podjąć kroki…
- Wszyscy bierzemy – powtórzył Slash – ale kiedy trzeba będzie przestać, sądzę, że będziemy potrafili to zrobić. Erin już nie potrafi – skończył poważnie.
- Tak. Ale jakoś sobie z tym poradzimy. Na pewno – pocieszył Steven.
- Koniec pierdolenia – oznajmił Axl chłodno – nie po to spotkaliśmy się tutaj trzeźwi. Omawiamy i dzwonimy do Geffen. Za tydzień wchodzimy do studia, panowie. Odkopcie swoje instrumenty i bierzcie się do pracy – zarządził ostro. Zespół przyjął te postanowienia z aprobatą.
- Zajebiście. Zaczynało mi się już nudzić te wieczne chlanie – wyznał Stradlin - Zespół spojrzał na niego jak na idiotę – no, może źle się wyraziłem – sprostował z małym uśmiechem.

Axl opuścił klub grubo po północy. Wstępne plany mieli ustalone, wymyślili nawet formę nadchodzącej płyty. Krótka, spontaniczna. Rozgrzewka, przed długogrającym projektem, z którym postanowili jeszcze trochę poczekać. Wokalista,  pełen pozytywnej energii zamierzał tuż po powrocie do domu, zabrać się za pisanie. Czuł, że każda minuta, w której tego nie robił, była stracona. Wizja ponownego szaleństwa w studiu i zajęcia się muzyką, pobudziła jego wyobraźnię. Ale im bliżej był domu, tym więcej czarnych myśli wkradało się do jego głowy. Czy tak miało być już zawsze? Zawsze przed powrotem do domu miało podnosić mu się ciśnienie, miał odczuwać strach, przygnębienie? Z daleka dostrzegł jakąś plamę na schodach. Parkując auto przed garażem, widział już, kto na niego czekał. 
Na schodach siedziała Erin.
Wyglądała na zmęczoną. Oparła głowę o poręcz, nogi rozłożyła swobodnie przed sobą, a powieki miała przymknięte. Zgasił światła i wysiadł z samochodu, trzasnąwszy drzwiami. Przekroczył kilka schodów i usiadł obok niej.
- Hej słodka. Wstawaj i chodź do domu.
Na jej twarzy wypłynął mały uśmiech.
- Axl, czekałam na ciebie…
- Mogłaś poczekać w domu, nie masz kluczy? Nieważne, gdzie byłaś? – spytał łagodnie, przyglądając się jej źrenicom.
- Sprawdzasz mnie? – zapytała, uciekając wzrokiem przed jego intensywnym spojrzeniem.
- Nie, po prostu pytam… - próbował się tłumaczyć.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o to pytanie. Nie, niczego nie znajdziesz, ostatnio brałam kilka dni przed naszą rozmową…
- Wierzę ci.
- Naprawdę? – zdumiała się – Dzisiaj odniosłam inne wrażenie.
- Nie tak miało być… -  wyjaśnił. – Nie chciałem się kłócić. Krótko mówiąc, mam już dość tych wiecznych awantur.
- Ja też… - zgodziła się z nim – Dlatego właśnie czekam tu na ciebie, żeby jeszcze dziś z tobą porozmawiać. Chociaż spodziewałam się, że będziesz zalany.
- A ty… no wiesz – zaśmiał się, lekko rozluźniając.
- Widzisz jakie z nas pokręcone małżeństwo – zauważyła z sentymentem.
- Oo… to z całą pewnością – zgodził się.
- Chodźmy do domu.
Ogarnął jej ciało wzrokiem i powoli podniósł się z miejsca. Gdy łapała za klamkę, Axl objął ją od tyłu, splatając ręce na jej brzuchu.
Drgnęła lekko, ale go nie odepchnęła. Z łomoczącym w piersi sercem, odwróciła się i czekała na kolejny ruch. Pogłaskał ją po szyi a ona wtuliła głowę w jego ramię. Czuła, jak drży, mimo iż próbował to ukryć. Na twarzy wypisaną miał niejasną powagę. Oczy błyszczały w świetle księżyca. Były coraz bliżej i bliżej. Kobieta przymknęła powieki, nim poczuła muśnięcie ust. Jego dłonie niespiesznie powędrowały do jej zarumienionych policzków, ledwie dotykając dekolt i obojczyk. Przeszedł ją dreszcz. Wplątała swe malutkie rączki w piękne, lśniące włosy wokalisty. Na to on przycisnął ją mocniej do siebie, wciąż pozostając czujnym, obawiając się nagłego odrzucenia. Smakował jej ust zupełnie od nowa, przypominając sobie jak było między nimi jeszcze nie tak dawno.
Kiedy kilka minut później poczuł, jak delikatnie wyswobadza się z jego objęć, oderwał swoje wargi i począł przyglądać się żonie, która wciąż nie otwierała oczu. Pocałował ją ostatni raz w policzek i dopiero wtedy uchyliła powieki. Miała anielski uśmiech. Dlaczego nigdy jej tego nie powiedział? Czy to miało jeszcze jakiś sens? Tysiące pytań buzowało w jego głowie.
Kobieta milczała. Stali tak kolejną chwilę, przyglądając się sobie ze skrępowaniem.
- Dziwne uczucie… - wyznał mężczyzna, nie mogąc już dłużej znieść napięcia między nimi. Taki już był, musiał mieć wszystko jasne, czarno na białym. Niepewność za bardzo go męczyła.
- Miło było powspominać. - puściła jego rękę i weszła do środka. Ze smutkiem opuścił piekącą dłoń i powoli wszedł za nią. W jego głowie powstał już ciąg dalszy tej historii. Kiedy przekroczył próg, usłyszał jej rozgniewany głos.
- Axl, co tu… - mężczyzna uderzył się lekko w czoło i pospieszył za nią, aby odciągnąć jej uwagę, ale chwilę później usłyszał przekleństwo i wiedział, że Erin już wie, co się z nim stało.
- Cholera jasna! – wrzasnęła na cały dom.
Wpadł do pokoju z zamiarem przeprosin, ale Erin nie dała mu dojść do słowa.
- Ty pieprzony pijaku! Zobacz co zrobiłeś! To miejsce to chlew! To zwykła klitka a nie dom! Mam tego dosyć, nienawidzę tu być, nie mam już siły tego wszystkiego ogarniać…
- Nigdy nie kazałem ci po nas sprzątać!
- W tym syfie nie da się żyć! – ddwarknęła.
Uroczy czar prysł. Znów byli dla siebie potworami. Znikły wszelkie ślady chwilowego uczucia.
- Tak żyjemy, tacy jesteśmy, jebana Everly wiedziałaś o tym! Wiedziałaś nawet wtedy, gdy byliśmy jeszcze gówniarzami! – krzyknął tak głośno, że się skuliła. On tymczasem, przebiegając po szczątkach wazonu, czym prędzej uciekł, zanim rozpętało się prawdziwe piekło.
Kobieta uklękła na rozbitych kawałkach szkła, zalewając się łzami. Przez jeden mały moment poczuła, że może być jak kiedyś, że ich związek da się jeszcze jakoś poskładać. Jak się okazało, nie miała prawa tak pomyśleć. Nie mogła przyzwyczajać się do tej myśli. Ich uczucie wygasło jakiś czas temu a jeden epizod nie mógł tego zmienić. Zbyt wiele złego stało się między nimi. Zerwała się na równe nogi, rozcinając wierzch dłoni szkłem. Krew pociekła wąskim strumieniem po jej palcach. Zaklęła cicho i chwyciła kawałek materiału z szafki. Przyłożyła go do ręki i dopiero wtedy spostrzegła, że była to ulubiona chustka Axla.
- Wspaniale…
Obwiązała chustkę dookoła dłoni i mocno ją zacisnęła, obiecawszy sobie, że doprowadzi ją do pierwotnego stanu, nim mężczyzna zdąży zorientować się, że zniknęła.
Wyszła z domu, mocno trzasnąwszy drzwiami, zostawiając za sobą wszystkie troski związane  mężem. Ruszyła zdecydowanym krokiem aleją Honey Drive, a wiatr wiejący ze wschodu wprawiał jej włosy w ruch, przysłaniając widoczność, ale wcale jej to nie zrażało. Idąc Hollywood Blvd mijała wielu ludzi, którzy uciekali wzrokiem, przed jej zdeterminowaną miną. Mijając szklaną witrynę sklepu, przystanęła i przyjrzała się swojemu odbiciu. Pierwsze na co zwróciła uwagę, to dwa ciemne sińce pod oczami. Przetarła twarz wierzchem dłoni i z ulga stwierdziła, że to tylko rozmazany makijaż. Kiedy doprowadziła się do porządku, skręciła w odpowiednią ulicę i przyspieszyła nerwowo tempa.
- Erin? Co ty tutaj robisz? – Steven otworzył jej drzwi, zaskoczony i odsunął się by wpuścić ją do środka.
- Coś się stało? – spytał , gdy wciąż milczała. Oboje udali się dalej, do pokoju codziennego.
- Imprezujesz? – niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu.
Dookoła walały się puste butelki, pudełka po przekąskach, stare płyty, ubrania i cale mnóstwo piór.
Steven nie miał w zwyczaju urządzać imprez u siebie. Nie pozwalała mu na to niewielka przestrzeń, a także obecność „upierdliwych”, jak sam ich nazywał sąsiadów. Kiedy chciał się bawić, wychodził do pobliskiego klubu, lub nachodził swoich przyjaciół w ich posiadłościach.
- Nie… Koleżanki wpadły… parę dni temu – odparł zakłopotany. Po paru minutach uśmiechnął się dobrodusznie.
Perkusista, podobnie jak reszta jego znajomych po fachu, miał kompletnego bzika na punkcie kobiet, ale jako jedyny wstydził się mówić o tym otwarcie, toteż nikt nie podejrzewał go o jakąkolwiek perwersje.
- No to w jakiej sprawie do mnie wpadłaś? Zapalisz? –zaproponował, wyciągając paczkę papierosów z lewej kieszeni jasnych dżinsów. Gdy pokręciła przecząco głową, schował ją z powrotem – wiesz, że za tydzień zaczynamy znowu nagrywać? Będzie się działo! Koniec chlania po domach! – zawołał wesoło – Teraz chlejemy w studiu! – jego entuzjazm bywał zaraźliwy. Niestety, nie tym razem.
- Steve, bardzo się cieszę… - przerwała delikatnie. Miała bardzo słaby głos.
- No tak, nie pomyślałem, żeby zaproponować ci coś do picia. To jak, napijesz się ze mną?
- Nie, dziękuję. Muszę… Daj mi coś, proszę.
- O co ci… - zastygł, gdy zrozumiał sens jej słów. Uśmiech znikł z jego twarzy, a zamiast niego, pojawiło się współczucie.
- Nie mogę, Erin. Sprawa zrobiła się zbyt poważna. Kochanie, wychodzisz z tego, pamiętasz? Nie możesz teraz… No wiesz, poddać się. Chodź, pójdziemy się przejść, co? – zaproponował, ponownie się uśmiechając.
- Steve… Jesteś moim słońcem – wyznała – Musisz mi pomóc. Tylko jeden raz. Takie pożegnanie z dawnym życiem. Po tym już definitywny koniec. Obiecuję. Naprawdę ostatni raz – wyrzucała z siebie z zawrotnym tempem. Kiedy dostrzegła, że jej próby przekonania go nic nie dają, złapała się ostatniej deski ratunku – Znowu pokłóciłam się z Axlem. Już nie daję sobie z nim rady. Wpada w szał, a ja nie potrafię go uspokoić. Pozwól mi się zrelaksować, ostatni raz. Od jutra… - Przełknęła głośno ślinę – Od jutra biorę się za siebie. Porozmawiam z Rose’em. Może już czas, żebyśmy zamieszkali osobno? Ale muszę mieć na to wszystko siłę. Rozumiesz, rozumiesz mnie Steven?
Mężczyzna zamyślił się. Rose z pewnością zabiłby go, gdyby tylko ktoś mu o tym powiedział. Ale przecież nie musiał nic wiedzieć… Z drugiej strony…
- Adler, to ty mnie w to wpakowałeś, pamiętasz? W takim razie, teraz ty musisz mi pomóc…
- Erin, to nie jest żadna pomoc!
- Dla mnie jest! Jedyna możliwa – dodała cicho.
- Jeśli Axl się dowie – pogroził jej palcem.
- To pozostanie wyłącznie między nami – obiecała, myśląc jednocześnie, że dla niej ten układ także będzie wygodny. Ukryła uśmiech samozadowolenia.
- Poczekaj tu – rzucił i udał się w głąb pokoju, gdzie jej oczy już nie sięgały.


Witam i od razu przepraszam za tak długą przerwę. Naprawdę nie była zamierzona. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że jeśli ktoś czyta, to odezwie się pod tą notką. Następny rozdział ukaże się NA PEWNO w przyszłą sobotę. Pozdrawiam!

www.mallory.blogujaca.pl   <-- niezmiennie zapraszam!