Ciemnowłosy
mężczyzna w dużym kapeluszu wszedł do baru i skierował się prosto do ukrytego w
najdalszym kącie stolika, przy którym impreza trwała w najlepsze. Kobiety
tłumnie gromadziły się wokół fotela, w którym siedział rudowłosy facet,
popijając whisky ze szklanki, obserwując je obojętnym wzrokiem. Nagle ujrzał
zmierzającego ku niemu przyjaciela, więc
zerwał się na równe nogi, popychając przy tym stojącą najbliżej
dziewczynę.
- Axl..
-
Nie mam czasu – Uciął szybko, wyminąwszy grupę rozchichotanych fanek. Spojrzały
na niego z wyrzutem, ale on już nie zwracał na nie uwagi. Złapał kontakt
wzrokowy z przyjacielem i wskazał mu schody do góry, sam ruszył ku nim szybkim
krokiem.
Rozgoryczone
kobiety poczęły rozchodzić się po klubie, zaciemnione kąty i ponure ściany
chłonęły ich wdzięki. Axl obserwował to z góry, za nim dołączył do niego
gitarzysta.
-
Mam nadzieję, że to coś ważnego, Rose – Burknął na przywitanie, wyciągając z
kieszeni spodni paczkę papierosów. Wychylił ją w stronę rudego mężczyzny, ale
ten pokręcił przecząco głową.
– Ktoś na mnie oczekuje, a uwierz nie warto stracić taką okazję…- To, dlatego czekam tu na ciebie pierdoloną godzinę? – Warknął wokalista, wreszcie patrząc mu w oczy. – Musicie szwendać się po mieście akurat, kiedy jesteście potrzebni…
– Ktoś na mnie oczekuje, a uwierz nie warto stracić taką okazję…- To, dlatego czekam tu na ciebie pierdoloną godzinę? – Warknął wokalista, wreszcie patrząc mu w oczy. – Musicie szwendać się po mieście akurat, kiedy jesteście potrzebni…
- Potrzebni?
Rudy, nie wpadaj w szał, bo ja na to kurwa nie mam dzisiaj siły – Uprzedził
ciemnowłosy, chcąc uniknąć niepotrzebnej sprzeczki – Mów lepiej, o co ci chodzi
i zawijam się stąd. Noc jeszcze młoda – Mruknął pod nosem, uśmiechając się
zjadliwie.
-
Slash, mamy problem - Powiedział z powagą ruszając przed siebie. Facet zwany
Slashem ruszył za nim. Wkroczyli do odosobnionego pomieszczenia i zamknęli za
sobą drzwi. Pokój był mały i podobnie jak reszta, w klimatyczny sposób skąpany
w ciemności. Poniekąd stanowił miejsce sekretnych schadzek, ale też często
służył im, kiedy chcieli porozmawiać w swoim gronie, bez świadków. Odmalowany
na czarno, sprawiał wrażenie jeszcze mniejszego a halogeny na ścianach nadawały
swoistą atmosferę. W kącie stała duża sofa, obita skórą a przy niej niewielki
stolik i dwa fotele. Slash rzucił się na sofę rozwalając niedbale nogi na
stole. Axl zajął miejsce w obok niego i ukrył twarz w dłoniach.
-
A swoją drogą ta ciemna była niezła – Trajkotał Slash, rozluźniony – wiesz, która,
ta w tym…
-
Możesz się zamknąć na chwilę? Naprawdę nie liczy się dla ciebie nic poza
panienkami? Mówię ci, że mamy problem kurwa! Erin – Zaczął, uspokajając się –
Erin bierze.
Hudson
wybuchł takim śmiechem, że wokalista miał ochotę dać mu w twarz. Slash widząc
jego rozwścieczoną minę, pospieszył z wyjaśnieniami.
-
Ja pierdole, Axl – Zaczął nieporadnie, nie wiedząc dokładnie jak sformułować
swoją wypowiedź – Każdy bierze! – Zawołał w końcu radośnie.
Rudowłosy
pokręcił głową w milczeniu, nie chcąc psuć
sobie nerwów na Hudsona.
-
Ja ćpam – Zaczął wyliczankę Slash, wspomagając się palcami – Ty ćpasz, Duff,
Izzy i Steven też… To jasne, że Erin bierze, weź idź się prześpij, bo gadasz od
rzeczy…
-
Czy ty naprawdę nie rozumiesz? – Krzyknął Rose, poirytowany beztroską
gitarzysty, poderwał się z miejsca – Ona już nie może przestać! Jest
uzależniona do chuja! – Wrzasnął jeszcze głośniej nie zważając na to, że ludzie
na parterze mogą usłyszeć jego jadowite wiązanki przekleństw.
-
Nie…
-
Tak jest. Powiedziała mi o tym dzisiaj, gdy wyjątkowo nie obrzucaliśmy się
nawzajem wyzwiskami. Nasze dawki już jej nie wystarczają, załatwia sobie na
boku od jakichś dilerów. Zajebiście – Podsumował. Slashowi coś się nie
zgadzało.
-
Hej Rose, przecież już dawno chciałeś z tym skończyć – Przypomniał przyjacielowi
zdezorientowany, zakładając za ucho kolejny niesforny lok – ja pierdole z tymi
włosami – Poirytował się i nerwowym ruchem zrzucił z głowy cylinder.
-
Cały czas chce. Właśnie o to chodzi. Ale teraz nie mogę jej zostawić…
-
Rose, jestem z ciebie dumny – Przemówił Slash z udawaną powagą – Zawsze
podejrzewałem, że jakieś tam sumienie masz, może i marne, ale jednak…
-
Pojebało cię Hudson do reszty… - Przerwał Axl – Nie zależy mi na moralności,
tylko na mediach. Jak długo zdoła utrzymać to w tajemnicy? Miesiąc? A potem
zrobią ze mnie potwora, co najpierw wpędza żonę w nałóg, a później ją pierdoli
i sobie idzie. Pomyśl, jak wtedy sprzeda się płyta?
Slash
westchnął ze zrezygnowaniem.
-
A już myślałem…
-
Nie nabijaj się, bo poważnie pytam, co z płytą?
-
Ty mi lepiej powiedz, co z Everly! – Powrócił do tematu Hudson, omylnie
używając panieńskiego nazwiska pani
Rose.
Zdążył
się już przyzwyczaić do pięknej żony przyjaciela, czasami miał wrażenie, że
zaczyna ją nawet lubić, wciąż jednak irytowała go w niej niezbadana przez niego
delikatność i wrażliwość. Uważał, że podobnie jak do Rose’a, Erin nie pasuje do
całego towarzystwa.
-
Jak to co? Spróbuję ją jakoś wyciągnąć…
-
A potem? – Dopytywał Slash
-
Co potem?
Slash
uniósł brwi.
-
Wtedy – Zawahał się na moment – Wtedy się z nią rozwiodę.
-
To dobrze – Mruknął – Nie chciałem ci nigdy mówić, ale ona jest trochę dziwna…
-
Jest inna niż my – Potwierdził Axl, zamyślając się. Jego wrogość ulotniła się.
-
Nie do końca to miałem na myśli – Zaczął mężczyzna ponownie, ale drugi mu
przerwał.
-
Slash, nie mam ochoty na twoje filozofie. Co ty możesz o tym wiedzieć, skoro
sam utrzymałeś przy sobie jedną kobietę najwyżej miesiąc – Rzucił zaczepnie.
-
Bo ja stary potrzebuję różnorodności – Odparł Slash nie zrażony – A ty też
pierdolisz. Ty Erin nigdy nie zdradzałeś? – Wypomniał.
-
Na początku nie…
-
Właśnie. Na początku – Gitarzysta aż klasnął w dłonie – Wtedy byłeś jeszcze
milutkim, świeżo upieczonym mężusiem. Czasami drukuję jeszcze te wasze fotki w
gazetach, wyglądałeś jak pedał, Rose mówię ci…
-
Saul, nie wkurwiaj mnie – Ostrzegł, używając jego imienia. Robił to zawsze,
kiedy przyjaciel zaczynał go denerwować.
-
Ah tak, byłeś wtedy cudownie szczęśliwy.
-
Odpierdol się – Wycedził przez zęby – Tak cię to kurwa bawi? – Odwrócił się w
jego stronę, przeszywając go wzrokiem ,a potem zarzucając lekko włosami,
wyszedł z pokoju, trzasnąwszy drzwiami i zeskoczył ze schodów.
Zdecydował
się nie dzwonić po taksówkę, a przejść drogę do domu pieszo. Normalnie nie wybrałby tej drogi o tak późnej porze, lecz był zbyt zamyślony by myśleć o
ewentualnych zagrożeniach. Tego wieczoru Hollywood Boulevard było opustoszałe
jak nigdy, ale nie uznał tego za zły znak. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że ma
całą aleję gwiazd tylko dla siebie. Szedł, mijając obojętnie świecące się
szyldy sklepów i kolorowe neony. Powrót do domu przedłużał się, lecz nie
przejmował się tym.
Kiedy
wychodził, Erin na pewno była czysta, ale nie miał już pewności, co może zastać
w domu. Jak mógł nie zauważyć, że jego żona jest uzależniona? Że nie potrafi
ani jednego dnia przeżyć bez odpowiedniej dawki… Odpowiedź była prosta. Gdy
tylko mógł wychodził z domu, by jej nie widzieć, by nie musieć z nią rozmawiać.
Z tygodnia na tydzień coraz mnie go obchodziła, a coraz bardziej irytowała i
ograniczała, a przynajmniej się starała.
Lecz
po dwóch latach małżeństwa i ona zdążyła się zorientować, że Axla nic poza nim
samym, nie mogło ograniczać. Żył tak, jak chciał, a jakiś czas po ślubie i Erin
zaczęła żyć tak jak on. Nie mogli się spodziewać, że ta zmiana nie wyjdzie na
dobre, zarówno jej jak i jemu. Przed ślubem Erin była miłą, dobrą dziewczyną.
Potrafiła utemperować nosa wokaliście, a nawet zachęcić go by nie rujnował
sobie życia. Rose, będąc jeszcze nastolatkiem właśnie w takiej łagodnej,
nieskalanej Erin, zakochał się bez pamięci, choć te uczucie nieco komplikowało
mu życie.
Kobieta
prawie w ogóle nie piła alkoholu, nie paliła i wręcz nie znosiła dymu
papierosowego, a przede wszystkim stanowczo odmawiała narkotyków. Jakby tego
było mało, nie lubiła patrzeć kiedy Axl korzystał z tych wszystkich używek,
niejednokrotnie więc musiał wybierać. Z jednej strony jego hard rockowy zespół
i dekadencki styl życia, z drugiej spokojna i zrównoważona Erin, dla której
mógł przecież rzucić to wszystko. Był czas, kiedy nie miał wątpliwości, że
zrobiłby dla niej wszystko, o co by poprosiła. Była jedyną osobą, która bez
krzyku, awantur potrafiła dotrzeć do jego serca, którego według wielu, nie
miał. Tak było na początku…
Po
pewnym czasie, pani Rose znudziło się życie potulnej żony. A może od zawsze
miała taki temperament? Któregoś dnia umówiła się z zespołem w Hard Rock Cafe
–siedzibą w której gościli niemal co dzień. Axl był wtedy u muzyków z
zaprzyjaźnionego zespołu. Wieczór nie zapowiadał się inaczej niż zwykle.
Slash
i Duff – utalentowany muzyk, pełniący role basisty w zespole, obalali jedna po
drugiej kolejne butelki whisky, Steven, perkusista, wciągał pedantycznie
usypane ścieżki kokainy, a gitarzysta rytmiczny Izzy kręcił się koło baru,
wypatrując nową zdobycz. Niedługo później Erin dostrzegła wysoką brunetkę,
wchodzącą za nim po schodach do loży vipów.
-
Szybko mu poszło – Mruknęła zniesmaczona.
-
Al’ rekordu nie będzie – Wymamrotał Slash, rozlewając alkohol po stole,
momentami trafiając do kieliszków – Grzechem byłoby nie spytać – Zwrócił się do
Erin – Jeszcze jeden?
-
Dziękuję Saul, mi wystarczy – Odparła, unosząc brwi. Slash nie zrozumiał
subtelnej sugestii.
-J’k
chcesz – Rzucił obojętnie.
-
Co miałeś na myśli, mówiąc o rekordzie? –Spytała podstępnie, obserwując jego
twarz. Wiedziała, że w takim stanie powie jej wszystko.
-
No wiesz…- Zaczął ostrożnie – Nie wiem…
-
Polej mi.
-
Steven! Steven! Kurwa, słyszałeś ją?! – Zawołał z niedowierzaniem, głośno
czkając – Pani Rose będzie z nami piiła Musimy to… opić! – Krzyknął wspaniałomyślnie
i raptownie zwalił się z krzesła na podłogę.
Steven,
który drzemał na stoliku, niczego nie zauważył, lecz kobieta kompletnie trzeźwa
zerwała się na równe nogi i w ciągu paru sekund znalazła się przy Hudsonie, ale
ten już podnosił się z podłogi, z promiennym uśmiechem na twarzy.
-
Nie bój nic ‘Rin – Przekręcił jej imię – Wujek Slash ma zajebiście mocną głowę
– Zapewnił.
-
Obawiam się, że z moją będzie inaczej – Mruknęła pod nosem, ale gitarzysta był
nadzwyczaj czujny. Być może spodziewał się, że kobieta jednak się wycofa.
-
Nie bój nic mała – Powtórzył – Już my cię przypilnujemy! – Rzucił wesoło,
rozglądając się po pozostałych członkach zespołu. Axla nadał nie było, Steven
drzemał na stoliku, Izzy wciąż był na górze, natomiast Duff zaćpany wygrywał mollowe
dźwięki na swoim basie, parę metrów dalej.
-
No dobra – Slash zakłopotał się, zdając sobie sprawę jak mają się jego
przyjaciele – w tkim razie, skoro nasz zajebisty zespół wymiękł...- Zaczął,
lekko się chwiejąc- Ja przypilnuję, żeby pani Rose nie przegięła pały, ta jest?
-
Tak jest! – Potwierdziła Erin, przechylając butelkę Jacka Danielsa i wypijając
tym samym resztkę bursztynowego płynu.
Tego
wieczoru wróciła do domu dużo później niż zamierzała, choć sama pewnie by tego
nie dostrzegła. Uświadomił jej to wściekły Axl, gdy przed czwartą nad ranem
łaskawie przytoczyła się na Honey Drive, w towarzystwie Izzy’ego, który ze
względu na swoje łowy, jedyny trzymał fason.
Kiedy
Axl tego dnia wrócił do miasta, otwierając drzwi ich małego domku, był niemal
pewien, że Erin czeka na niego z czymś ciepłym do jedzenia lub chociażby
czytając pod kocem te swoje książki. Zespół przy każdej okazji wyśmiewał ją za,
ich zdaniem nudne hobby, a i Axl
podzielał ich opinię na ten temat, mimo to widok jej takie spokojnej, bez
żadnych negatywnych emocji, z książką w ręku był dla niego jak przymknięcie
powiek po niełatwym dniu. Tego wieczoru czekała go niespodzianka. Pustka.
Wiedział, że gunsi – jak zwykli siebie nazywać, imprezowali w Hard Rocku, ale
miał nadzieję, że jego żona jak zwykle zdąży wrócić przed nim. Dzwonił po kolei
do muzyków, lecz żaden z jego przyjaciół nie odbierał telefonu.
Zniecierpliwiony próbował po kilkanaście razy, bezskutecznie. Mógł pójść,
sprawdzić co z nią, ich dom dzielił jakieś pół godziny drogi od ulubionej
miejscówki zespołu. Zmęczenie zatrzymało go w domu.
Starał
się zasnąć, ale nowa sytuacja coraz bardziej go drażniła. Koło drugiej w nocy
zaczął się denerwować. Zazwyczaj o tej porze, członkowie jego zespołu byli już
kompletnie pijani i drzemali po kątach, więc Erin z braku lepszego zajęcia
powinna była wrócić do domu. Bynajmniej tak było do tej pory…
Sfrustrowany
ponownie położył się do łóżka, z zamiarem porządnego ochrzanienia żony tuż po
przebudzeniu, lecz właśnie wtedy usłyszał klucz przekręcany w zamku. W jedną
stronę, po chwili w drugą i tak kilka razy. Drzwi były otwarte. Z mieszaniną
ulgi i złości Rose powlókł się otworzyć. Gdy tylko to zrobił, podmuch wiatru
uderzył go w twarz niosąc za sobą ostrą woń alkoholu. Spojrzawszy na twarz żony
, nie roześmiał się jak na widok zalanego Slasha, Duffa, Steve’a lub Izzy’ego.
Coś zabolało go w środku, choć ze względu na to ile razy ona widziała jego w
takim stanie, nie powinien tego okazywać.
-
Piłaś.
-Niewiele,
naprawd’, różyczko - Zawołała na pół
ulicy.
Złapał
ją mocno za ramię i wciągnął do środka z odrobinę zbyt dużą siłą, ale nie
skarżyła się. Wyraz twarzy miała raczej rozbawiony a minę lekko
zdezorientowaną.
-
Jaka kurwa różyczko? – Mruknął rozdrażniony.
-
Przepraszam skarbie, jest mi tak wesooło! – Krzyknęła jeszcze głośniej,
rzucając mu się w ramiona.
Złapał
ją, lekko do siebie przytulając. Wbrew wszystkiemu naprawdę martwił się o nią.
-
Nie drzyj się tak.. – Szepnął, głaszcząc ją po plecach.
-
Ale jesteś niemiły – Zauważyła kapryśnie, ściszając ton.
-
Bo łazisz nie wiadomo gdzie, a potem przychodzisz mi taka do domu! – Wyrzucił w
końcu.
-
Przepraszam, straciliśmy z kudłatym kontrolę – Rzuciła lekceważąco, a brutalnie
odepchnięta, skierowała się w stronę łóżka. Szła powoli, kołysząc się i
nieustannie chichocząc. Widząc to, Axl w końcu się roześmiał.
-
Erin się uchlała – Szepnął z ironią.
Tymczasem
ona padła na łóżko, twarzą do poduszki i leżała tak przez parę minut. Tak
śmiesznego widowiska mężczyzna nie miał dawno. Stał chwilę i nabijał się ze
swojej żony, a gdy go to znudziło, usiadł obok niej na skraju łóżka.
-
A co z chłopakami? – Spytał, niby od niechcenia. Był ciekaw ile pamięta z tego
szalonego wieczoru.
-
No jak co… - Odpowiedziała z lekkim opóźnieniem – Pewnie siedzą tam i mnie
wyśmiewają! – Zawołała oburzona.
-
Ah, więc byłaś ze wszystkimi, tak? – Podpytywał dyskretnie.
-
No w zasadzie…to nie… - Odparła po chwili przemyśleń – Chyba tylko ze
Slashuniem…
Axl
wybuchł śmiechem. Śmiał się i śmiał, mimo że przed paroma minutami był jeszcze
bardzo zły.
-
Tylko tak do niego nie mów, bo jeszcze oberwiesz – Ostrzegł, uspokajając się –
To co, kładziemy się spać, czy robimy coś innego? – Spytał z figlarnym
uśmieszkiem.
-
Ja… Ja to bym się napiła jeszcze.
-
Na dzisiaj starczy, Erin – Przygasił ją spokojnie, pewny, że kiedy następnego
dnia zaatakuje ją kac, będzie mu za to wdzięczna. Ponadto, był pewien, że już
nigdy więcej nie doprowadzi się do takiego stanu. To nie leżało w jej naturze.
To było wbrew jej poglądom.
-
No dobrze - zgodziła się bez sił do walki – Ale nadrobimy to! – Zapowiedziała,
wślizgując się pod kołdrę w ubraniach.
-
Jaasne – Przytaknął i ułożył się obok, opierając głowę na jej ciepłym ramieniu.
Zapach
alkoholu trochę go odpychał, lecz nim zdążył głębiej przemyśleć cały ten
epizod, pochłonął go kamienny sen. Nazajutrz ból głowy i nudności nieuchronnie
dopadły Erin. Axl jednocześnie jej współczuł i miał pewnego rodzaju
satysfakcję. Gdyby tylko poszła z nim, już by przypilnował, w którym momencie
powinna przystopować. Na Slasha w tej kwestii nie było co liczyć.
Saul
miewał swoje dobre i złe dni. Potrafił przez tydzień nieustannie pić, a że
mieli przerwę w nagrywaniu i koncertowaniu, sposobność ku temu trafiała się
nadzwyczaj często. Rzadko udzielali wywiadów i pojawiali się na większych
imprezach, bo zwyczajnie ich to nudziło. Udawali się na ogół do zadymionych,
zatłoczonych, hollywoodzkich klubów, od czasu do czasu, w przypływie euforii
lub pod wpływem odpowiedniej ilości procentów, grali spontaniczny koncert na
małej, klubowej scenie. Następnie zasiadali w loży, odcinając się tym samym od
fanów, by bawić się we własnym gronie, choć oczywiście wszystko zależało od
kaprysu.
Zwykle
wychodzili w szóstkę – Zespół i Erin, ale bywały dni, że wpadał do nich ktoś
jeszcze, okoliczne zespoły, przyjaciele Axla z Aerosmith, sezonowe dziewczyny
Steve’a i Duffa, kochanki Izzy’ego i Slasha, lub jego przyjaciel – Mike.
Jackson
miał z Hudsonem bardzo dobry kontakt, czasem nawet roznosili kluby wspólnymi
piosenkami, albo zakrapianymi improwizacjami. Tworzyli zgrany duet, ale
gitarzysta nigdy nie miał wątpliwości z kim woli grać.
O
trzeciej po południu Axl w końcu zdecydował się obudzić Erin. Była blada, a pod
oczami miała duże cienie, ale szybko zdusił w sobie, zalęgające się powoli
współczucie.
-
Te, panna – Szepnął jej do ucha, lekko nią potrząsając. Nawet nie drgnęła.
Westchnął ciężko i wziął ją na ręce. Nie wiedząc co robi, zaniósł ją do pokoju
nagrań, którym był, mały zaciemniony kąt, z średniej jakości mikrofonem nie
używanym nigdy w ambitnych celach. Swoje największe hity zespół nagrywał w
Geffen Records w Santa Monica.
Właśnie
kiedy miał się zabrać za rozbudzanie żony, usłyszał gwałtowne otwieranie drzwi,
a po chwili huk. Zdezorientowany spojrzał krótko na żonę, a gdy nie dawała oznak
przebudzenia, z braku lepszego pomysłu, ułożył ją ostrożnie na ziemi,
obiecując że zaraz po nią wróci. Nie było to najlepsze miejsce na kładzenie
czegokolwiek, tym bardziej żony.
W
przedpokoju, za który robił jedynie krótki korytarzyk, mocno się chwiejąc stał
Slash. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, na podłodze leżał
jego cylinder, pomięta paczka fajek i rozbita butelka whisky. Najwyraźniej
Hudson upadł na podłogę tuż po przekroczeniu progu. Wokalista uśmiechnął się
podstępnie. Gdyby był poprzedniego dnia z nimi, byłby w tym samym, jeśli nie
gorszym stanie. Może nawet pili by do tej pory.
-
Rose, przyjacielu! – Zawołał nowo przybyły, rozwierając szeroko ramiona – Się
dawno kurwa nie widzieliśmy, nie?
-
Bardzo – Skwitował Axl, chcąc jak najszybciej sprowadzić rozmowę na temat Erin
– A co zrobiłeś mojej kobiecie? – Spytał wprost.
-
Sama chciała! – Bronił się Slash, ale coś w jego tonie kazało Axlowi nie
wierzyć. W tonie, a przede wszystkim w treści.
-
Erin sama chciała się uchlać? Slash, kurwa znam ją nie od dziś. Tylko pamiętaj,
to nie jakaś pierwsza lepsza panienka, którą upijesz, a potem wystawisz na
pośmiewisko. To Erin – Ostrzegł poważnym tonem.
-
Jakie pośmiewisko, o chuj ci chodzi? – Obruszył się, słysząc oskarżenia pod
swoim adresem – Stary, ja to się dopiero obudziłem, parę minut temu Duff mi
powiedział, że Izzy ją tu podprowadził, ale ulotnił się, żeby nie poznać
twojego gniewu – Bełkotał, podsycając znacząco dwa ostatnie słowa – Nawet nie
wiesz jaką ta mała ma mocną głowę – Dodał po chwili z uznaniem.
-
Niech ci będzie. Żeby mi to było ostatni raz – Mruknął pod nosem, ale Hudson
tego już nie usłyszał. Udał się do kuchni w poszukiwaniu kolejnej butelki.
-
Ciszej! – Upomniał go Axl, idąc za nim – Erin jeszcze śpi.
-
Rudy, wyluzuj kurwa. Tylko się napiję i już mnie nie ma. Viola czeka w aucie.
-
Chyba nie prowadzisz? I co to znowu za Viola?
-
Ale ty Rose zesztywniałeś przy tej swojej. Jasne, że ja, ale spokojnie tylko do
Hard Rocka jedziemy, to jedna ulica, nikt nas nie zgarnie. A Viola to znajoma
tego no… pieprzonego Jacksona – Dorzucił po minucie, zupełnie jakby imię
przyjaciela wyleciało mu z głowy – Kiedyś to w chuj zetnę – Pogroził,
odgarniając włosy z twarzy.
-
Możemy to zrobić już teraz – Odparł Axl z uśmiechem, wskazując głowa nożyce
kuchenne.
-
Chyba cię stary pojebało – Hudson zmarszczył brwi – I na co ja będę wyrywał te
puste panny? Myślisz, że je interesuje moja wirtuozeria?
-
Myślę, że nie – Przyznał Axl, wciąż się szczerząc.
-
Dobra, to idę – Oznajmił nagle Saul, wracając do korytarza – Przywleczcie się
do Hard Rocka, jak się mała obudzi, co?
-
O kurwa, czekaj! – Zawołał Rose i puścił się biegiem do kącika nagraniowego. Erin
wciąż leżała na dywanie, a z pozycji w jakiej ją zastał wywnioskował się, że
nie poruszyła się odkąd ją tam zostawił. Uspokojony wrócił do przyjaciela.
-
Co ty… - Zaczął Slash, ale uciszył go gestem.
-
Nieważne – Machnął niedbale ręką – Zostawiłem Erin na podłodze, bo nie miałem
gdzie ją położyć, kiedy tu hałaśliwie wpadłeś, ale zaraz do niej pójdę…
Saul parsknął śmiechem.
-
Chyba nie ucieszyłaby się, gdyby tam się obudziła, co?
-
Nie – Przyznał Axl – Dlatego wypierdalaj do tej Violii ostrożnie mi kurwa jedź.
Jeszcze mi z tobą problemy potrzebne – Mruknął swoim niskim, zachrypłym głosem.
-
Rudy spokojnie! Coś ty taki nerwowy, że ja pierdole…
-
A bo mnie wkurwiliście! Wyjeżdżam na jeden wieczór do Steve’a i Joe, a wy już
musieliście moją kobietę spić.
-
Dobra, dobra – Slash machnął lekceważąco ręką – Nie zapominaj, że zajebiście
jej się to podobało.
Axl
prychnął i poszedł do żony, jednak ta zdążyła się już obudzić. Leżała na
podłodze i wpatrywała się tępo w sufit. Stanął nad nią, pochylając się nisko,
tak by jego świeżo umyte i starannie rozczesane włosy połaskotały ją po twarzy.
Uśmiechał się promiennie.
-
Czy ja… - Zaczęła nieporadnie – Ja leżę na ziemi?
-
Tak się akurat złożyło… - Odparł mężczyzna, zakłopotany – Wiesz wpadł ten, co
cię tak załatwił i nie miałem co z tobą zrobić… - Wyjaśnił nieskładnie.
-
Ale zasypiałam w łóżku obok ciebie? – Upewniała się.
-
Tak, skarbie, obok mnie. Nie pamiętasz?
-
Pamiętam, jasne że pamiętam… - Zapierała się, ale robiła to na tyle nieudolnie,
że Axl zorientował się od razu, iż tak naprawdę nie pamięta nic z poprzedniego
wieczoru. Uśmiechnął się zjadliwie.
-
To co, wstajemy? – Zaproponował wciąż z uśmiechem.
-
Niee! – Zawołała, powodując tym samym kolejną salwę śmiechu.
-
Dlaczego? Chyba nie czujesz się źle, co?
-
Wody – Wysapała, nie unosząc się ani o centymetr.
Axl
wrócił do kuchni, aby spełnić jej zachciankę. Wiedział, że pierwszy kac boli
najbardziej, a co do tego, że był to jej pierwszy raz, nie miał żadnych
wątpliwości.
Znali
się przecież od dziecka. Przyjaźnili się, choć już wtedy wszystko ich różniło.
Axl pochodzący z patologicznej rodziny, wdawał się w bójki, wagarował, włóczył
się po mieście pijąc i ćpając w kolegami. Jego pierwsze próby założenia zespołu
spełzały na niczym, więc wynajdował sobie inne rozrywki, które mogłyby mu go
zastąpić. Tymczasem Erin wywodziła się z ciepłego, rodzinnego domu, dobrze się
uczyła i nigdy nie piła alkoholu. Zawsze powtarzała, że ma na to czas, a także
że widok pijanej kobiety budzi w niej wielkie obrzydzenie. Więc kiedy Axl
zawalał szkołę i rozbił się po najgorszych zakątkach L.A, Erin czytała te swoje
książki, śpiewała religijne pieśni i grała na gitarze klasycznej. Kto by
pomyślał, że tych dwoje mogło by kiedykolwiek być małżeństwem.
Kiedy
do niej przyszedł, zaskoczyła go swoim spostrzeżeniem.
-
Zawsze myślałam, że przesadzacie z tym całym kacem. Ale Boże, ja chyba umieram!
– Zawołała na cały dom.
-
Skarbie, nie taki ilości się piło – Odparł z uśmiechem – Pij dużo, to ci
przejdzie. Wody, oczywiście – Dodał po chwili.
-
Alkoholu już nigdy nie tknę! – Zarzekała się.
-
Tak myślałem, ale może to i lepiej? Naprawdę wygodnie ci na tej podłodze? –
Pokręciła głową – Nie? – Droczył się z nią żartobliwie.
-
Zaabierz mnie stąd – Jęknęła słabo. On tylko na to czekał. Podał jej szklankę z
wodą, następnie ostrożnie, powoli podniósł.
-
Oż kur… - Axl gwałtownie powrócił do rzeczywistości, potykając się o chodnik.
Zdał sobie sprawę, że od domu dzieli go już kilkanaście metrów. Nie pamiętał
nawet, kiedy odbił w swoją ulicę. Puścił się biegiem.
Wbiegł
po schodkach, trzymając się poręczy i z obawą nacisnął klamkę. Drzwi były
zamknięte, tego się spodziewał. Chłodny wiatr, który pojawił się nie wiadomo
skąd, zburzył idealnie ułożoną, rudą grzywkę. Zaklął, lecz nie z powodu włosów.
Zacisnął dłoń w pięść i z ogromną siłą zaczął walić do drzwi.
- Erin, pieprzona
narkomanko! – Krzyknął z rozpaczą, rozdzierającą jego serce.
---
Witam z powrotem! Już zapomniałam jaka to przyjemność do Was pisać! Przepraszam za długą nieobecność - w końcu udało mi się w miarę ogarnąć blogspota, odkopać to "COŚ". Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu - jest troszkę inne niż moje poprzednie opowiadanie. Znacznie więcej opisów i skupienia również na innych bohaterach. Nie spodziewałabym się happy end'u, ale.... kto wie ;)
Póki co, przed nami wiele rozdziałów (z pewnością nie tak długich, jak ten!) w czasie których postaram się przedstawić świat zespołu widziany moimi oczami wyobraźni od środka. Myślę, że będzie dobrze. I nie bądźcie źli za te wulgaryzmy - w tej rzeczywistości to niemal niezbędne!
Pozdrawiam i liczę na Wasze opinie! Zaczynamyyyyyy...