wtorek, 12 listopada 2013

Un

Ciemnowłosy mężczyzna w dużym kapeluszu wszedł do baru i skierował się prosto do ukrytego w najdalszym kącie stolika, przy którym impreza trwała w najlepsze. Kobiety tłumnie gromadziły się wokół fotela, w którym siedział rudowłosy facet, popijając whisky ze szklanki, obserwując je obojętnym wzrokiem. Nagle ujrzał zmierzającego ku niemu przyjaciela, więc  zerwał się na równe nogi, popychając przy tym stojącą najbliżej dziewczynę.
- Axl..
- Nie mam czasu – Uciął szybko, wyminąwszy grupę rozchichotanych fanek. Spojrzały na niego z wyrzutem, ale on już nie zwracał na nie uwagi. Złapał kontakt wzrokowy z przyjacielem i wskazał mu schody do góry, sam ruszył ku nim szybkim krokiem.
Rozgoryczone kobiety poczęły rozchodzić się po klubie, zaciemnione kąty i ponure ściany chłonęły ich wdzięki. Axl obserwował to z góry, za nim dołączył do niego gitarzysta.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego, Rose – Burknął na przywitanie, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. Wychylił ją w stronę rudego mężczyzny, ale ten pokręcił przecząco głową.
 – Ktoś na mnie oczekuje, a uwierz nie warto stracić taką okazję…- To, dlatego czekam tu na ciebie pierdoloną godzinę? – Warknął wokalista, wreszcie patrząc mu w oczy. – Musicie szwendać się po mieście akurat, kiedy jesteście potrzebni…
- Potrzebni? Rudy, nie wpadaj w szał, bo ja na to kurwa nie mam dzisiaj siły – Uprzedził ciemnowłosy, chcąc uniknąć niepotrzebnej sprzeczki – Mów lepiej, o co ci chodzi i zawijam się stąd. Noc jeszcze młoda – Mruknął pod nosem, uśmiechając się zjadliwie.
- Slash, mamy problem - Powiedział z powagą ruszając przed siebie. Facet zwany Slashem ruszył za nim. Wkroczyli do odosobnionego pomieszczenia i zamknęli za sobą drzwi. Pokój był mały i podobnie jak reszta, w klimatyczny sposób skąpany w ciemności. Poniekąd stanowił miejsce sekretnych schadzek, ale też często służył im, kiedy chcieli porozmawiać w swoim gronie, bez świadków. Odmalowany na czarno, sprawiał wrażenie jeszcze mniejszego a halogeny na ścianach nadawały swoistą atmosferę. W kącie stała duża sofa, obita skórą a przy niej niewielki stolik i dwa fotele. Slash rzucił się na sofę rozwalając niedbale nogi na stole. Axl zajął miejsce w obok niego i ukrył twarz w dłoniach.
- A swoją drogą ta ciemna była niezła – Trajkotał Slash, rozluźniony – wiesz, która, ta w tym…
- Możesz się zamknąć na chwilę? Naprawdę nie liczy się dla ciebie nic poza panienkami? Mówię ci, że mamy problem kurwa! Erin – Zaczął, uspokajając się – Erin bierze.
Hudson wybuchł takim śmiechem, że wokalista miał ochotę dać mu w twarz. Slash widząc jego rozwścieczoną minę, pospieszył z wyjaśnieniami.
- Ja pierdole, Axl – Zaczął nieporadnie, nie wiedząc dokładnie jak sformułować swoją wypowiedź – Każdy bierze! – Zawołał w końcu radośnie.
Rudowłosy pokręcił głową w  milczeniu, nie chcąc psuć sobie nerwów na Hudsona.
- Ja ćpam – Zaczął wyliczankę Slash, wspomagając się palcami – Ty ćpasz, Duff, Izzy i Steven też… To jasne, że Erin bierze, weź idź się prześpij, bo gadasz od rzeczy…
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz? – Krzyknął Rose, poirytowany beztroską gitarzysty, poderwał się z miejsca – Ona już nie może przestać! Jest uzależniona do chuja! – Wrzasnął jeszcze głośniej nie zważając na to, że ludzie na parterze mogą usłyszeć jego jadowite wiązanki przekleństw.
- Nie…
- Tak jest. Powiedziała mi o tym dzisiaj, gdy wyjątkowo nie obrzucaliśmy się nawzajem wyzwiskami. Nasze dawki już jej nie wystarczają, załatwia sobie na boku od jakichś dilerów. Zajebiście – Podsumował. Slashowi coś się nie zgadzało.
- Hej Rose, przecież już dawno chciałeś z tym skończyć – Przypomniał przyjacielowi zdezorientowany, zakładając za ucho kolejny niesforny lok – ja pierdole z tymi włosami – Poirytował się i nerwowym ruchem zrzucił z głowy cylinder.
- Cały czas chce. Właśnie o to chodzi. Ale teraz nie mogę jej zostawić…
- Rose, jestem z ciebie dumny – Przemówił Slash z udawaną powagą – Zawsze podejrzewałem, że jakieś tam sumienie masz, może i marne, ale jednak…
- Pojebało cię Hudson do reszty… - Przerwał Axl – Nie zależy mi na moralności, tylko na mediach. Jak długo zdoła utrzymać to w tajemnicy? Miesiąc? A potem zrobią ze mnie potwora, co najpierw wpędza żonę w nałóg, a później ją pierdoli i sobie idzie. Pomyśl, jak wtedy sprzeda się płyta?
Slash westchnął ze zrezygnowaniem.
- A już myślałem…
- Nie nabijaj się, bo poważnie pytam, co z płytą?
- Ty mi lepiej powiedz, co z Everly! – Powrócił do tematu Hudson, omylnie używając  panieńskiego nazwiska pani Rose.
Zdążył się już przyzwyczaić do pięknej żony przyjaciela, czasami miał wrażenie, że zaczyna ją nawet lubić, wciąż jednak irytowała go w niej niezbadana przez niego delikatność i wrażliwość. Uważał, że podobnie jak do Rose’a, Erin nie pasuje do całego towarzystwa.
- Jak to co? Spróbuję ją jakoś wyciągnąć…
- A potem? – Dopytywał Slash
- Co potem?
Slash uniósł brwi.
- Wtedy – Zawahał się na moment – Wtedy się z nią rozwiodę.
- To dobrze – Mruknął – Nie chciałem ci nigdy mówić, ale ona jest trochę dziwna…
- Jest inna niż my – Potwierdził Axl, zamyślając się. Jego wrogość ulotniła się.
- Nie do końca to miałem na myśli – Zaczął mężczyzna ponownie, ale drugi mu przerwał.
- Slash, nie mam ochoty na twoje filozofie. Co ty możesz o tym wiedzieć, skoro sam utrzymałeś przy sobie jedną kobietę najwyżej miesiąc – Rzucił zaczepnie.
- Bo ja stary potrzebuję różnorodności – Odparł Slash nie zrażony – A ty też pierdolisz. Ty Erin nigdy nie zdradzałeś? – Wypomniał.
- Na początku nie…
- Właśnie. Na początku – Gitarzysta aż klasnął w dłonie – Wtedy byłeś jeszcze milutkim, świeżo upieczonym mężusiem. Czasami drukuję jeszcze te wasze fotki w gazetach, wyglądałeś jak pedał, Rose mówię ci…
- Saul, nie wkurwiaj mnie – Ostrzegł, używając jego imienia. Robił to zawsze, kiedy przyjaciel zaczynał go denerwować.
- Ah tak, byłeś wtedy cudownie szczęśliwy.
- Odpierdol się – Wycedził przez zęby – Tak cię to kurwa bawi? – Odwrócił się w jego stronę, przeszywając go wzrokiem ,a potem zarzucając lekko włosami, wyszedł z pokoju, trzasnąwszy drzwiami i zeskoczył ze schodów.
Zdecydował się nie dzwonić po taksówkę, a przejść drogę do domu pieszo. Normalnie nie wybrałby tej drogi o tak późnej porze, lecz był zbyt zamyślony by myśleć o ewentualnych zagrożeniach. Tego wieczoru Hollywood Boulevard było opustoszałe jak nigdy, ale nie uznał tego za zły znak. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że ma całą aleję gwiazd tylko dla siebie. Szedł, mijając obojętnie świecące się szyldy sklepów i kolorowe neony. Powrót do domu przedłużał się, lecz nie przejmował się tym.
Kiedy wychodził, Erin na pewno była czysta, ale nie miał już pewności, co może zastać w domu. Jak mógł nie zauważyć, że jego żona jest uzależniona? Że nie potrafi ani jednego dnia przeżyć bez odpowiedniej dawki… Odpowiedź była prosta. Gdy tylko mógł wychodził z domu, by jej nie widzieć, by nie musieć z nią rozmawiać. Z tygodnia na tydzień coraz mnie go obchodziła, a coraz bardziej irytowała i ograniczała, a przynajmniej się starała.
Lecz po dwóch latach małżeństwa i ona zdążyła się zorientować, że Axla nic poza nim samym, nie mogło ograniczać. Żył tak, jak chciał, a jakiś czas po ślubie i Erin zaczęła żyć tak jak on. Nie mogli się spodziewać, że ta zmiana nie wyjdzie na dobre, zarówno jej jak i jemu. Przed ślubem Erin była miłą, dobrą dziewczyną. Potrafiła utemperować nosa wokaliście, a nawet zachęcić go by nie rujnował sobie życia. Rose, będąc jeszcze nastolatkiem właśnie w takiej łagodnej, nieskalanej Erin, zakochał się bez pamięci, choć te uczucie nieco komplikowało mu życie.
Kobieta prawie w ogóle nie piła alkoholu, nie paliła i wręcz nie znosiła dymu papierosowego, a przede wszystkim stanowczo odmawiała narkotyków. Jakby tego było mało, nie lubiła patrzeć kiedy Axl korzystał z tych wszystkich używek, niejednokrotnie więc musiał wybierać. Z jednej strony jego hard rockowy zespół i dekadencki styl życia, z drugiej spokojna i zrównoważona Erin, dla której mógł przecież rzucić to wszystko. Był czas, kiedy nie miał wątpliwości, że zrobiłby dla niej wszystko, o co by poprosiła. Była jedyną osobą, która bez krzyku, awantur potrafiła dotrzeć do jego serca, którego według wielu, nie miał. Tak było na początku…
Po pewnym czasie, pani Rose znudziło się życie potulnej żony. A może od zawsze miała taki temperament? Któregoś dnia umówiła się z zespołem w Hard Rock Cafe –siedzibą w której gościli niemal co dzień. Axl był wtedy u muzyków z zaprzyjaźnionego zespołu. Wieczór nie zapowiadał się inaczej niż zwykle.
Slash i Duff – utalentowany muzyk, pełniący role basisty w zespole, obalali jedna po drugiej kolejne butelki whisky, Steven, perkusista, wciągał pedantycznie usypane ścieżki kokainy, a gitarzysta rytmiczny Izzy kręcił się koło baru, wypatrując nową zdobycz. Niedługo później Erin dostrzegła wysoką brunetkę, wchodzącą za nim po schodach do loży vipów.
- Szybko mu poszło – Mruknęła zniesmaczona.
- Al’ rekordu nie będzie – Wymamrotał Slash, rozlewając alkohol po stole, momentami trafiając do kieliszków – Grzechem byłoby nie spytać – Zwrócił się do Erin – Jeszcze jeden?
- Dziękuję Saul, mi wystarczy – Odparła, unosząc brwi. Slash nie zrozumiał subtelnej sugestii.
-J’k chcesz – Rzucił obojętnie.
- Co miałeś na myśli, mówiąc o rekordzie? –Spytała podstępnie, obserwując jego twarz. Wiedziała, że w takim stanie powie jej wszystko.
- No wiesz…- Zaczął ostrożnie – Nie wiem…
- Polej mi.
- Steven! Steven! Kurwa, słyszałeś ją?! – Zawołał z niedowierzaniem, głośno czkając – Pani Rose będzie z nami piiła Musimy to… opić! – Krzyknął wspaniałomyślnie i raptownie zwalił się z krzesła na podłogę.
Steven, który drzemał na stoliku, niczego nie zauważył, lecz kobieta kompletnie trzeźwa zerwała się na równe nogi i w ciągu paru sekund znalazła się przy Hudsonie, ale ten już podnosił się z podłogi, z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Nie bój nic ‘Rin – Przekręcił jej imię – Wujek Slash ma zajebiście mocną głowę – Zapewnił.
- Obawiam się, że z moją będzie inaczej – Mruknęła pod nosem, ale gitarzysta był nadzwyczaj czujny. Być może spodziewał się, że kobieta jednak się wycofa. 
- Nie bój nic mała – Powtórzył – Już my cię przypilnujemy! – Rzucił wesoło, rozglądając się po pozostałych członkach zespołu. Axla nadał nie było, Steven drzemał na stoliku, Izzy wciąż był na górze, natomiast Duff zaćpany wygrywał mollowe dźwięki na swoim basie, parę metrów dalej.
- No dobra – Slash zakłopotał się, zdając sobie sprawę jak mają się jego przyjaciele – w tkim razie, skoro nasz zajebisty zespół wymiękł...- Zaczął, lekko się chwiejąc- Ja przypilnuję, żeby pani Rose nie przegięła pały, ta jest?
- Tak jest! – Potwierdziła Erin, przechylając butelkę Jacka Danielsa i wypijając tym samym resztkę bursztynowego płynu.

Tego wieczoru wróciła do domu dużo później niż zamierzała, choć sama pewnie by tego nie dostrzegła. Uświadomił jej to wściekły Axl, gdy przed czwartą nad ranem łaskawie przytoczyła się na Honey Drive, w towarzystwie Izzy’ego, który ze względu na swoje łowy, jedyny trzymał fason.
Kiedy Axl tego dnia wrócił do miasta, otwierając drzwi ich małego domku, był niemal pewien, że Erin czeka na niego z czymś ciepłym do jedzenia lub chociażby czytając pod kocem te swoje książki. Zespół przy każdej okazji wyśmiewał ją za, ich zdaniem nudne hobby, a  i Axl podzielał ich opinię na ten temat, mimo to widok jej takie spokojnej, bez żadnych negatywnych emocji, z książką w ręku był dla niego jak przymknięcie powiek po niełatwym dniu. Tego wieczoru czekała go niespodzianka. Pustka. Wiedział, że gunsi – jak zwykli siebie nazywać, imprezowali w Hard Rocku, ale miał nadzieję, że jego żona jak zwykle zdąży wrócić przed nim. Dzwonił po kolei do muzyków, lecz żaden z jego przyjaciół nie odbierał telefonu. Zniecierpliwiony próbował po kilkanaście razy, bezskutecznie. Mógł pójść, sprawdzić co z nią, ich dom dzielił jakieś pół godziny drogi od ulubionej miejscówki zespołu. Zmęczenie zatrzymało go w domu.
Starał się zasnąć, ale nowa sytuacja coraz bardziej go drażniła. Koło drugiej w nocy zaczął się denerwować. Zazwyczaj o tej porze, członkowie jego zespołu byli już kompletnie pijani i drzemali po kątach, więc Erin z braku lepszego zajęcia powinna była wrócić do domu. Bynajmniej tak było do tej pory…
Sfrustrowany ponownie położył się do łóżka, z zamiarem porządnego ochrzanienia żony tuż po przebudzeniu, lecz właśnie wtedy usłyszał klucz przekręcany w zamku. W jedną stronę, po chwili w drugą i tak kilka razy. Drzwi były otwarte. Z mieszaniną ulgi i złości Rose powlókł się otworzyć. Gdy tylko to zrobił, podmuch wiatru uderzył go w twarz niosąc za sobą ostrą woń alkoholu. Spojrzawszy na twarz żony , nie roześmiał się jak na widok zalanego Slasha, Duffa, Steve’a lub Izzy’ego. Coś zabolało go w środku, choć ze względu na to ile razy ona widziała jego w takim stanie, nie powinien tego okazywać.
- Piłaś.
-Niewiele, naprawd’, różyczko  - Zawołała na pół ulicy.
Złapał ją mocno za ramię i wciągnął do środka z odrobinę zbyt dużą siłą, ale nie skarżyła się. Wyraz twarzy miała raczej rozbawiony a minę lekko zdezorientowaną.   
- Jaka kurwa różyczko? – Mruknął rozdrażniony.
- Przepraszam skarbie, jest mi tak wesooło! – Krzyknęła jeszcze głośniej, rzucając mu się w ramiona.
Złapał ją, lekko do siebie przytulając. Wbrew wszystkiemu naprawdę martwił się o nią.
- Nie drzyj się tak.. – Szepnął, głaszcząc ją po plecach.
- Ale jesteś niemiły – Zauważyła kapryśnie, ściszając ton.
- Bo łazisz nie wiadomo gdzie, a potem przychodzisz mi taka do domu! – Wyrzucił w końcu.
- Przepraszam, straciliśmy z kudłatym kontrolę – Rzuciła lekceważąco, a brutalnie odepchnięta, skierowała się w stronę łóżka. Szła powoli, kołysząc się i nieustannie chichocząc. Widząc to, Axl w końcu się roześmiał.
- Erin się uchlała – Szepnął z ironią.
Tymczasem ona padła na łóżko, twarzą do poduszki i leżała tak przez parę minut. Tak śmiesznego widowiska mężczyzna nie miał dawno. Stał chwilę i nabijał się ze swojej żony, a gdy go to znudziło, usiadł obok niej na skraju łóżka.
- A co z chłopakami? – Spytał, niby od niechcenia. Był ciekaw ile pamięta z tego szalonego wieczoru.
- No jak co… - Odpowiedziała z lekkim opóźnieniem – Pewnie siedzą tam i mnie wyśmiewają! – Zawołała oburzona.
- Ah, więc byłaś ze wszystkimi, tak? – Podpytywał dyskretnie.
- No w zasadzie…to nie… - Odparła po chwili przemyśleń – Chyba tylko ze Slashuniem…
Axl wybuchł śmiechem. Śmiał się i śmiał, mimo że przed paroma minutami był jeszcze bardzo zły.
- Tylko tak do niego nie mów, bo jeszcze oberwiesz – Ostrzegł, uspokajając się – To co, kładziemy się spać, czy robimy coś innego? – Spytał z figlarnym uśmieszkiem.
- Ja… Ja to bym się napiła jeszcze.
- Na dzisiaj starczy, Erin – Przygasił ją spokojnie, pewny, że kiedy następnego dnia zaatakuje ją kac, będzie mu za to wdzięczna. Ponadto, był pewien, że już nigdy więcej nie doprowadzi się do takiego stanu. To nie leżało w jej naturze. To było wbrew jej poglądom.
- No dobrze - zgodziła się bez sił do walki – Ale nadrobimy to! – Zapowiedziała, wślizgując się pod kołdrę w ubraniach.
- Jaasne – Przytaknął i ułożył się obok, opierając głowę na jej ciepłym ramieniu.
Zapach alkoholu trochę go odpychał, lecz nim zdążył głębiej przemyśleć cały ten epizod, pochłonął go kamienny sen. Nazajutrz ból głowy i nudności nieuchronnie dopadły Erin. Axl jednocześnie jej współczuł i miał pewnego rodzaju satysfakcję. Gdyby tylko poszła z nim, już by przypilnował, w którym momencie powinna przystopować. Na Slasha w tej kwestii nie było co liczyć.
Saul miewał swoje dobre i złe dni. Potrafił przez tydzień nieustannie pić, a że mieli przerwę w nagrywaniu i koncertowaniu, sposobność ku temu trafiała się nadzwyczaj często. Rzadko udzielali wywiadów i pojawiali się na większych imprezach, bo zwyczajnie ich to nudziło. Udawali się na ogół do zadymionych, zatłoczonych, hollywoodzkich klubów, od czasu do czasu, w przypływie euforii lub pod wpływem odpowiedniej ilości procentów, grali spontaniczny koncert na małej, klubowej scenie. Następnie zasiadali w loży, odcinając się tym samym od fanów, by bawić się we własnym gronie, choć oczywiście wszystko zależało od kaprysu.
Zwykle wychodzili w szóstkę – Zespół i Erin, ale bywały dni, że wpadał do nich ktoś jeszcze, okoliczne zespoły, przyjaciele Axla z Aerosmith, sezonowe dziewczyny Steve’a i Duffa, kochanki Izzy’ego i Slasha, lub jego przyjaciel – Mike.
Jackson miał z Hudsonem bardzo dobry kontakt, czasem nawet roznosili kluby wspólnymi piosenkami, albo zakrapianymi improwizacjami. Tworzyli zgrany duet, ale gitarzysta nigdy nie miał wątpliwości z kim woli grać.
O trzeciej po południu Axl w końcu zdecydował się obudzić Erin. Była blada, a pod oczami miała duże cienie, ale szybko zdusił w sobie, zalęgające się powoli współczucie.
- Te, panna – Szepnął jej do ucha, lekko nią potrząsając. Nawet nie drgnęła. Westchnął ciężko i wziął ją na ręce. Nie wiedząc co robi, zaniósł ją do pokoju nagrań, którym był, mały zaciemniony kąt, z średniej jakości mikrofonem nie używanym nigdy w ambitnych celach. Swoje największe hity zespół nagrywał w Geffen Records w Santa Monica.
Właśnie kiedy miał się zabrać za rozbudzanie żony, usłyszał gwałtowne otwieranie drzwi, a po chwili huk. Zdezorientowany spojrzał krótko na żonę, a gdy nie dawała oznak przebudzenia, z braku lepszego pomysłu, ułożył ją ostrożnie na ziemi, obiecując że zaraz po nią wróci. Nie było to najlepsze miejsce na kładzenie czegokolwiek, tym bardziej żony.
W przedpokoju, za który robił jedynie krótki korytarzyk, mocno się chwiejąc stał Slash. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, na podłodze leżał jego cylinder, pomięta paczka fajek i rozbita butelka whisky. Najwyraźniej Hudson upadł na podłogę tuż po przekroczeniu progu. Wokalista uśmiechnął się podstępnie. Gdyby był poprzedniego dnia z nimi, byłby w tym samym, jeśli nie gorszym stanie. Może nawet pili by do tej pory.
- Rose, przyjacielu! – Zawołał nowo przybyły, rozwierając szeroko ramiona – Się dawno kurwa nie widzieliśmy, nie?
- Bardzo – Skwitował Axl, chcąc jak najszybciej sprowadzić rozmowę na temat Erin – A co zrobiłeś mojej kobiecie? – Spytał wprost.
- Sama chciała! – Bronił się Slash, ale coś w jego tonie kazało Axlowi nie wierzyć. W tonie, a przede wszystkim w treści.
- Erin sama chciała się uchlać? Slash, kurwa znam ją nie od dziś. Tylko pamiętaj, to nie jakaś pierwsza lepsza panienka, którą upijesz, a potem wystawisz na pośmiewisko. To Erin – Ostrzegł poważnym tonem.
- Jakie pośmiewisko, o chuj ci chodzi? – Obruszył się, słysząc oskarżenia pod swoim adresem – Stary, ja to się dopiero obudziłem, parę minut temu Duff mi powiedział, że Izzy ją tu podprowadził, ale ulotnił się, żeby nie poznać twojego gniewu – Bełkotał, podsycając znacząco dwa ostatnie słowa – Nawet nie wiesz jaką ta mała ma mocną głowę – Dodał po chwili z uznaniem.
- Niech ci będzie. Żeby mi to było ostatni raz – Mruknął pod nosem, ale Hudson tego już nie usłyszał. Udał się do kuchni w poszukiwaniu kolejnej butelki.
- Ciszej! – Upomniał go Axl, idąc za nim – Erin jeszcze śpi.
- Rudy, wyluzuj kurwa. Tylko się napiję i już mnie nie ma. Viola czeka w aucie.
- Chyba nie prowadzisz? I co to znowu za Viola?
- Ale ty Rose zesztywniałeś przy tej swojej. Jasne, że ja, ale spokojnie tylko do Hard Rocka jedziemy, to jedna ulica, nikt nas nie zgarnie. A Viola to znajoma tego no… pieprzonego Jacksona – Dorzucił po minucie, zupełnie jakby imię przyjaciela wyleciało mu z głowy – Kiedyś to w chuj zetnę – Pogroził, odgarniając włosy z twarzy.
- Możemy to zrobić już teraz – Odparł Axl z uśmiechem, wskazując głowa nożyce kuchenne.
- Chyba cię stary pojebało – Hudson zmarszczył brwi – I na co ja będę wyrywał te puste panny? Myślisz, że je interesuje moja wirtuozeria?
- Myślę, że nie – Przyznał Axl, wciąż się szczerząc.
- Dobra, to idę – Oznajmił nagle Saul, wracając do korytarza – Przywleczcie się do Hard Rocka, jak się mała obudzi, co?
- O kurwa, czekaj! – Zawołał Rose i puścił się biegiem do kącika nagraniowego. Erin wciąż leżała na dywanie, a z pozycji w jakiej ją zastał wywnioskował się, że nie poruszyła się odkąd ją tam zostawił. Uspokojony wrócił do przyjaciela.
- Co ty… - Zaczął Slash, ale uciszył go gestem.
- Nieważne – Machnął niedbale ręką – Zostawiłem Erin na podłodze, bo nie miałem gdzie ją położyć, kiedy tu hałaśliwie wpadłeś, ale zaraz do niej pójdę…
Saul  parsknął śmiechem.
- Chyba nie ucieszyłaby się, gdyby tam się obudziła, co?
- Nie – Przyznał Axl – Dlatego wypierdalaj do tej Violii ostrożnie mi kurwa jedź. Jeszcze mi z tobą problemy potrzebne – Mruknął swoim niskim, zachrypłym głosem.
- Rudy spokojnie! Coś ty taki nerwowy, że ja pierdole…
- A bo mnie wkurwiliście! Wyjeżdżam na jeden wieczór do Steve’a i Joe, a wy już musieliście moją kobietę spić.
- Dobra, dobra – Slash machnął lekceważąco ręką – Nie zapominaj, że zajebiście jej się to podobało.
Axl prychnął i poszedł do żony, jednak ta zdążyła się już obudzić. Leżała na podłodze i wpatrywała się tępo w sufit. Stanął nad nią, pochylając się nisko, tak by jego świeżo umyte i starannie rozczesane włosy połaskotały ją po twarzy. Uśmiechał się promiennie.
- Czy ja… - Zaczęła nieporadnie – Ja leżę na ziemi?
- Tak się akurat złożyło… - Odparł mężczyzna, zakłopotany – Wiesz wpadł ten, co cię tak załatwił i nie miałem co z tobą zrobić… - Wyjaśnił nieskładnie.
- Ale zasypiałam w łóżku obok ciebie? – Upewniała się.
- Tak, skarbie, obok mnie. Nie pamiętasz?
- Pamiętam, jasne że pamiętam… - Zapierała się, ale robiła to na tyle nieudolnie, że Axl zorientował się od razu, iż tak naprawdę nie pamięta nic z poprzedniego wieczoru. Uśmiechnął się zjadliwie.
- To co, wstajemy? – Zaproponował wciąż z uśmiechem.
- Niee! – Zawołała, powodując tym samym kolejną salwę śmiechu.
- Dlaczego? Chyba nie czujesz się źle, co?
- Wody – Wysapała, nie unosząc się ani o centymetr.
Axl wrócił do kuchni, aby spełnić jej zachciankę. Wiedział, że pierwszy kac boli najbardziej, a co do tego, że był to jej pierwszy raz, nie miał żadnych wątpliwości.
Znali się przecież od dziecka. Przyjaźnili się, choć już wtedy wszystko ich różniło. Axl pochodzący z patologicznej rodziny, wdawał się w bójki, wagarował, włóczył się po mieście pijąc i ćpając w kolegami. Jego pierwsze próby założenia zespołu spełzały na niczym, więc wynajdował sobie inne rozrywki, które mogłyby mu go zastąpić. Tymczasem Erin wywodziła się z ciepłego, rodzinnego domu, dobrze się uczyła i nigdy nie piła alkoholu. Zawsze powtarzała, że ma na to czas, a także że widok pijanej kobiety budzi w niej wielkie obrzydzenie. Więc kiedy Axl zawalał szkołę i rozbił się po najgorszych zakątkach L.A, Erin czytała te swoje książki, śpiewała religijne pieśni i grała na gitarze klasycznej. Kto by pomyślał, że tych dwoje mogło by kiedykolwiek być małżeństwem.
Kiedy do niej przyszedł, zaskoczyła go swoim spostrzeżeniem.
- Zawsze myślałam, że przesadzacie z tym całym kacem. Ale Boże, ja chyba umieram! – Zawołała na cały dom.
- Skarbie, nie taki ilości się piło – Odparł z uśmiechem – Pij dużo, to ci przejdzie. Wody, oczywiście – Dodał po chwili.
- Alkoholu już nigdy nie tknę! – Zarzekała się.
- Tak myślałem, ale może to i lepiej? Naprawdę wygodnie ci na tej podłodze? – Pokręciła głową – Nie? – Droczył się z nią żartobliwie.
- Zaabierz mnie stąd – Jęknęła słabo. On tylko na to czekał. Podał jej szklankę z wodą, następnie ostrożnie, powoli podniósł.
- Oż kur… - Axl gwałtownie powrócił do rzeczywistości, potykając się o chodnik. Zdał sobie sprawę, że od domu dzieli go już kilkanaście metrów. Nie pamiętał nawet, kiedy odbił w swoją ulicę. Puścił się biegiem.
Wbiegł po schodkach, trzymając się poręczy i z obawą nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte, tego się spodziewał. Chłodny wiatr, który pojawił się nie wiadomo skąd, zburzył idealnie ułożoną, rudą grzywkę. Zaklął, lecz nie z powodu włosów. Zacisnął dłoń w pięść i z ogromną siłą zaczął walić do drzwi.
- Erin, pieprzona narkomanko! – Krzyknął z rozpaczą, rozdzierającą jego serce. 

---

Witam z powrotem! Już zapomniałam jaka to przyjemność do Was pisać! Przepraszam za długą nieobecność - w końcu udało mi się w miarę ogarnąć blogspota, odkopać to "COŚ". Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu - jest troszkę inne niż moje poprzednie opowiadanie. Znacznie więcej opisów i skupienia również na innych bohaterach. Nie spodziewałabym się happy end'u, ale.... kto wie ;) 
Póki co, przed nami wiele rozdziałów (z pewnością nie tak długich, jak ten!) w czasie których postaram się przedstawić świat zespołu widziany moimi oczami wyobraźni od środka. Myślę, że będzie dobrze. I nie bądźcie źli za te wulgaryzmy - w tej rzeczywistości to niemal niezbędne! 
Pozdrawiam i liczę na Wasze opinie! Zaczynamyyyyyy...