sobota, 4 stycznia 2014

Deux


Po kilkunastu minutach dał sobie spokój i usiadł pod drzwiami. Coraz silniejsze podmuchy powietrza uderzały w jego blade policzki. Tymczasem on, mimo całej wściekłości, cicho podśpiewywał pod nosem, jedną ze swoich ballad. Sam nie wiedział, kiedy zaczął lekko się kołysać.
Dlaczego było mu tak źle? Czy nie wiódł wspaniałego życia? Był sławny, rozchwytywany i pijany, po paru drinkach wypitych pospiesznie w klubie. Miał przyjaciół, z którymi mógł się spotkać właściwie w każdej chwili, co z tego, że każdy z nich podobnie jak on, miałby już parę promili we krwi. Ale przede wszystkim, miał swój głos. Jak sam twierdził, jego największy atut, coś, co darzył obsesyjną wręcz troską. Pomyślał o nim i raptem przypomniał mu się pijacki bełkot Slasha:
- Stary, na koncercie musi być rozpierdol! – zawołał do niego, przed jednym z ich pierwszych, większych koncertów.
- Nie – odpowiedział mu wtedy trzeźwo, spoglądając zza kulis na tłumy fanów  - Na koncercie muszę perfekcyjnie zaśpiewać.
Slash wybuchnął śmiechem i bez słowa podał Rose’owi fajkę. Wykłócanie się z nim w tym temacie nie miało najmniejszego nawet sensu. Hudson’owi zdarzało się czasem myśleć, że Axl wynosi swoje umiejętności wysoko ponad resztę zespołu i uważa, że sam poradziłby sobie równie dobrze jak z nimi, ale zawsze karał się w duchu, za te spekulacje i nigdy nikomu o nich nie mówił. Jesteśmy rodziną, bez jednego z nas, cały zespół by padł – Powtarzał.
Axl otworzył oczy. Zdumiony spostrzegł, że nadal siedzi pod drzwiami. Rozejrzał się dookoła i dopiero po chwili zauważył jakie zaszły zmiany. Niebo pojaśniało, a gwiazdy nie były już widoczne. Temperatura podnosiła się, a na jego ulicy pojawiały się pierwsze dźwięki dnia. Zerknął na zegarek na prawym nadgarstku. Dochodziła szósta rano.
- Ja pierdole gdzie ona jest – po raz setny ukarał myślach, swoją ignorancję wobec kluczy. Wyciągnął leniwie nogi i przeciągnął się ogromnie. Kilka godzin snu na zimnych, kamiennych schodach bynajmniej, nie odprężyło go. Zapatrzył się tępo w ulicę, po chwili wyostrzając wzrok.
Podniósł się z głośnym jękiem i skierował przed siebie. Przyspieszył kroku, mimo bólu w całym ciele.
- Julia! - zawołał, będąc dostatecznie blisko.
Kobieta odwróciła się z lekkim wahaniem. Nie miał wątpliwości, że zauważyła go wcześniej i właśnie to było przyczyną jej przyspieszonego tempa.
- Śledzisz mnie? – prychnęła zniechęcona.
Zmarszczył brwi. Nie potrafił przypomnieć sobie dlaczego ostatnia kochanka, miała od niego żal.
- Mieszkam tu – wskazał ręką.
- Myślałam, że taka gwiazda jak ty ma wille z basenem – zakpiła z satysfakcją.
Rzeczywiście Axl mógłby sobie na nią pozwolić, ale razem z Erin wciąż nie umieli podjąć decyzji o przeprowadzce. Pani Rose w zasadzie nie miała nic przeciwko wymianie domu na większy, ale mężczyzna czuł do niego niezrozumiały sentyment. Z jednej strony przeszkadzał mu niski metraż i ruchliwa ulica Laurel Canyon Blvd, z drugiej zaś, wciąż pamiętał, jak kupował go za pierwsze pieniądze z koncertów, jak sypiali w nim wszyscy członkowie zespołu, często na ziemi w powodu braku odpowiedniej ilości miejsca na łóżka dla całej piątki. Wspominał pierwsze spotkania z Erin – pierwsze pieszczoty, namiętne pocałunki, a wreszcie momenty gdy paradowała po domu jedynie w jego przykrótkiej koszuli, czym doprowadzała go do obłędu. Ale kiedy świadomie przywoływał te przyjemne dla oka obrazy, na wierzch wypływały inne, świeższe. Erin z sińcem pod okiem, Erin wyzywająca go od najgorszych, Erin płacząca w kącie ich sypialni…
Otworzył usta, po chwili je zamknął. Cięta riposta uwięzła mu w gardle. Był zbyt zmęczony i zdołowany, by ciągnąć słowne przytyki
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu.
- Hej! – zawołała Julia, robiąc kilka kroków w jego stronę - po co w ogóle mnie zatrzymałeś?
- Bo chciałem kogoś wkurwić, zadowolona? - rzucił przez ramię, nie zatrzymując się.
Podniosła wyniośle głowę i poszła za nim.
- Może chcesz pogadać? – spytała pogodnie, chcąc zatuszować wcześniejszy nietakt.
Pokręcił tylko głową, nie odwracając się.
- Axl…?
To nie był głos Julii. Ta odchodziła już w inną stronę i była mężczyźnie zupełnie obojętna. Zatrzymał się i ponownie zwrócił w stronę ulicy. Jedyne o czym marzył, to długi sen. Ten musiał jednak jeszcze trochę poczekać…
- Gdzie byłaś całą noc? - spytał bez zbędnych słów powitania. Wściekłość wróciła ze zdwojoną siłą.
Stanęła na wprost niego. Była drobną, lecz niezwykle urodziwą kobietą. Jej twarz o nieskazitelnych rysach miała porcelanowy odcień. Dobrze zarysowane usta nadawały jej charakteru, a duże oczy o morskim odcieniu, momentami nadawały jej  wygląd dziecka. Długie, ciemne włosy opadały falami na jej ramiona. Ta mieszanina kobiecości i dziecka była dla mężczyzn niezwykle pociągająca, ale Erin zdawała się tego nie dostrzegać.
- Musiałam… Trochę pomyśleć – odparła z wahaniem.
- Tak? A może musiałaś podładować akumulatory? 
Pokręciła głową i spokojnie nakazała mu wejść do domu, rzucając uprzednio kluczyki wprost do jego wyciągniętej dłoni.
- Nie wejdę, dopóki mi nie wyjaśnisz, gdzieś ty kurwa była! – krzyknął, dając się ponieść emocjom.
- Jesteś idiotą. – mruknęła cicho i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Mężczyzna stał i przyglądał się jak żona wyjmuje drugi klucz spod wycieraczki i wchodzi do domu, pozostawiając uchylone drzwi. Siłą woli powstrzymał siarczyste przekleństwo. Być może gdyby słuchał jej z większą uwagą, wiedziałby gdzie znaleźć zapasowy klucz. Po chwili wciąż zły, powlókł się za nią do środka.

Po całym dniu odsypiania zarwanej nocy, gniew Axla znacznie zmalał. Wstawszy z łóżka, obiecał sobie nie wszczynać kłótni z Erin. Znalazł ją w pokoju nagraniowym. Miała słuchawki na uszach a oczy zamknięte. Jej długie rzęsy o mało nie stykały się ze starannie wyregulowanymi brwiami. Zakradł się od tyłu i delikatnie dotknął jej ramienia. Podskoczyła ze strachu, zrywając słuchawki z uszu.
- Co tam sobie słuchasz? - zagaił łagodnie.
Bez słowa podała mu sprzęt.
- Sweet child… Przecież nie lubisz, jak śpiewam… Zawsze mówisz, żebym się zamknął - oburzył się żartobliwie, chcąc rozładować napięcie.
- I ty mi w to wierzysz? – spytała lekko zaskoczona. Wszyscy cię uwielbiają… Julia też. – dodała po sekundzie.
- O czym ty… - zaczął, ale mu przerwała.
- Widziałam ją tu wczoraj. Prosiłam cię, żebyś nie sprowadzał…
- Ja pierdole, Erin! – rozzłościł się gwałtownie. Złapał ją za ramiona i mocno potrząsnął - Nigdy cię nie zdradziłem…
- Jasne, że nie - rzuciła sarkastycznie, próbując mu się wyrwać – Puść mnie do cholery! – szarpali się chwilę z wyraźną przewagą mężczyzny.
- Zostaw mnie! Nie mam dzisiaj czasu na twoje świrowanie, jestem umówiona! – krzyknęła, zauważywszy, że jej próby uwolnienia się od niego nic nie dają. Puścił ją jak kopnięty prądem.
- Mogę się przyłączyć, czy to zamknięta impreza? Tylko doborowe towarzystwo…
- Wychodzę z tego - mruknęła cicho, podnosząc się z ziemi.
- No właśnie widzę! To co dzisiaj? Koka? A może coś mocniejszego? Zielskiem gardzicie, co? Starzy wyjadacze…
- Pieprz się.
Chwyciła torebkę i wybiegła stamtąd, nim mężczyzna zdążył jakkolwiek zareagować. Zastygł na ziemi w bezruchu. Kolejna kłótnia, choć tak bardzo tego nie chciał. Gdzie podziało się te szczęśliwe, kochające się, może nieco szalone małżeństwo?
Wyspany i pełen energii postanowił przeprowadzić małe dochodzenie. Zgarnął z okrągłego stolika w korytarzu telefon, portfel i chustkę, zbijając przy okazji szklany wazonik, z dawno już wysuszonym kwiatem. Obejrzał się na wazon i głośno zaklął.
Był to prezent od matki Erin, Helen. Kobieta nigdy go nie lubiła, wciąż kojarzyła go z tym małym, rudym, patologicznym chłopcem, z którym tak namiętnie przyjaźniła się jej słodka córeczka. Gdyby głębiej nad tym pomyślał, pewnie przyznał by rację swojej teściowej. Był źródłem wszystkich problemów Erin. To on wciągnął ją w szemrane towarzystwo, sprawił by rzuciła college i przeniosła się do niego. Następnie stworzył jej piekło na ziemi, wpędzał w kompleksy w efekcie czego wpadła w nałóg. Gdyby się z nim nie związała, nigdy nie posmakowałaby życia, które rządzi się tak okrutnymi prawami. Wyszłaby za lekarza lub prawnika, który co dzień wypijałby najwyżej kieliszek wina do obiadu, popierał zakaz palenia w miejscach publicznych i wymieniał z nią poglądy na temat sytuacji w krajach trzeciego świata.
Właśnie o takim partnerze dla swojej córki marzyła Helen i Don, jej ojciec. Erin pokrzyżowała ich plany.
Axl postanowił ,że po powrocie zastąpi wazon inną ozdobą i wyszedł z domu, zamykając ostrożnie drzwi, by nie narobić  kolejnych szkód. W złości zdarzało mu się to aż nazbyt często.
Udał się do Hard Rocka, tym razem jednak skorzystał ze swojego mustanga. Był pewien, że właśnie tam spotka swoich przyjaciół. Przerwa w koncertowaniu i nagrywaniu oznaczała nieustającą imprezę.
Wszedł do klubu, skinąwszy palcem na kelnera, poszedł od razu do loży w kącie. Kiedy pojawił się znajomy facet z obsługi, rzucił mu kluczyki do auta.
- Przestaw mój wóz, bo ten gnój znowu mnie zastawi… Dzisiaj żadnych fanów, chcę trochę prywatności, jasne? I niech mi ktoś przyniesie coś zajebiście mocnego. Widziałeś tą mendę, Slasha?
- Ok., kelnerka zaraz przyjdzie… A Slash siedzi tam – Wskazał ręką lożę po przeciwnej stronie – Chyba coś go…
- Wystarczy – przerwał mu Axl – widziałeś tu wczoraj Erin?
- Erin… - powtórzył – A tak, była. Ze Steven’em, rozmawiali...
- A może wciągali? – podsunął frontman. Obawiał się, że facet zwyczajnie nie chce wydać jego żony. Wszyscy wiedzieli jaki bywał wybuchowy.
Z byle powodu wyrzucał z klubu wszystkich fanów. Obsługa na ogół nie reagowała. Byli przyzwyczajeni do jego kaprysów, a reklama jaką zapewniał im zespół skutecznie rekompensowała podobne zajścia.
- Nie – zaprzeczył stanowczo. – Tylko rozmawiali.
- Dzieki, Tim…
- Tom – poprawił cicho.
Ale Axl lawirował już między stolikami w kierunku olbrzymiej burzy loków, którą dostrzegł przed paroma minutami.
- Jesteś w końcu, rudy – zawołał jak zwykle wesoły Steven, siedzący tuż za gitarzystą.
- A co, to jakieś ustawione spotkanie?
- Na tobie kurwa polegać. Umawialiśmy się parę dni temu, że trza obgadać sprawy zespołu – przypomniał zniecierpliwiony basista.
- To jak, wszyscy trzeźwi? – spytał Slash, by rozładować sytuację. Wiedział, jak podatny na napad wściekłości był Axl poprzedniego wieczoru.
- Jak zwykle – mruknął Izzy, znudzony. Mimo dużego wkładu w działalność zespołu, zawsze pozostawał w cieniu, bardziej temperamentnych od niego przyjaciół. Nie wzbudzał kontrowersji, nie wywoływał skandali, a przynajmniej robił to tak, by nikt się o tym nie dowiedział.
- To co, strzelimy sobie po browarku i bierzemy się do roboty, tak? – spytał Duff rzeczowo.
- Dzwonili z Geffen. Przypominali, ze podpisali z nami kontrakt na więcej niż jedną płytę… Czekają na nas w studiu. – oznajmił Izzy.
- To ja skoczę po te… - zaczął Steven, powoli podnosząc się z miejsca.
- Siedź –przerwał Axl, przytrzymując jego ramię – zaraz tu przyleci panienka z baru, co się będziesz fatygował… - Steven usiadł z szerokim uśmiechem – Co robiliście z Erin zeszłej nocy? – spytał bez ogródek.
- Gadaliśmy sobie trochę – dpowiedział rozluźniony. Nie dostrzegł oskarżenia w tonie wokalisty.
Steven był bardzo sympatycznym, cieszącym się z życia, bezkonfliktowym człowiekiem. Na ogół to on zabawiał towarzystwo, będąc swego rodzaju maskotką zespołu.
- O czym?
- No wiesz… - Steve rozejrzał się dookoła – O jej problemie…
- Chłopcy, nie chcę wam przerywać, tej zajebiście ważnej rozmowy, ale…
- To weź bas i się zamknij Duffy – Przerwał mu Rose, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
- Hej spokojnie, mieliśmy tutaj omówić wstępny plan, kiedy bierzemy się za płytę, jaka dokładnie ona będzie, żeby potem jakoś dogadać się z wytwórnią – Slash przejął inicjatywę – Chyba musimy najpierw…
- Chcę najpierw zamienić słowo z Adlerem! – warknął wzburzony lider. Dmuchnął lekko w grzywkę i powrócił do tematu – Co ci mówiła?
- Hej, o co właściwie chodzi z tą Erin? – spytał Izzy. Nie wydawał się być przejęty, a raczej zwyczajnie zaciekawiony.
- Kurwa, żadna „ta” – upomniał Axl.
- Rudy, uspokój się, nie jesteśmy twoimi pierdolonymi podwładnymi! Kurwa, odrobinę szacunku chociaż – poirytował się w końcu Slash.
Do stolika podeszła kelnerka. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy i bardzo długie nogi. To były pierwsze atuty, które zauważył u niej Slash.
- Laleczko, przynieś nam pięć zimnych browarków. Te co zwykle – zwrócił się do niej, zanim ktokolwiek zdążył to zrobić.
- Cztery – sprostował Axl, odbierając swój napój.
- Trzy – dodał Steven – dla mnie wódeczka. – wyjaśnił.
- Dwa. Ja dzisiaj nie piję – oznajmił ni stąd ni zowąd Izzy .
- A ja się zwijam – rzucił Duff, zrywając się na równe nogi.
Slash wzniósł oczy ku niebu.
- Stary, nie obrażaj się… Rose’owi jak zwykle odbija szajba i tyle.
- O co chodzi z Erin? – Spytał Duff, odwracając się przodem do wokalisty.
- Ćpa.
- Wszyscy ćpamy – Zauważył Duff z kpiną, wracając na swoje miejsce.
- Następny… - Axl westchnął  - Jest uzależniona.
- O kurwa – Szepnął Izzy – Ona?
Steven w milczeniu pokiwał głową. Cała jego radość ulotniła się wraz z rozpoczęciem tematu Erin.
- Słuchajcie, nie chciałem, żeby to tak wyglądało… - zaczął Axl nieporadnie – Mam na myśli… Kurwa, po prostu nie wiem co mam zrobić, jakie podjąć kroki…
- Wszyscy bierzemy – powtórzył Slash – ale kiedy trzeba będzie przestać, sądzę, że będziemy potrafili to zrobić. Erin już nie potrafi – skończył poważnie.
- Tak. Ale jakoś sobie z tym poradzimy. Na pewno – pocieszył Steven.
- Koniec pierdolenia – oznajmił Axl chłodno – nie po to spotkaliśmy się tutaj trzeźwi. Omawiamy i dzwonimy do Geffen. Za tydzień wchodzimy do studia, panowie. Odkopcie swoje instrumenty i bierzcie się do pracy – zarządził ostro. Zespół przyjął te postanowienia z aprobatą.
- Zajebiście. Zaczynało mi się już nudzić te wieczne chlanie – wyznał Stradlin - Zespół spojrzał na niego jak na idiotę – no, może źle się wyraziłem – sprostował z małym uśmiechem.

Axl opuścił klub grubo po północy. Wstępne plany mieli ustalone, wymyślili nawet formę nadchodzącej płyty. Krótka, spontaniczna. Rozgrzewka, przed długogrającym projektem, z którym postanowili jeszcze trochę poczekać. Wokalista,  pełen pozytywnej energii zamierzał tuż po powrocie do domu, zabrać się za pisanie. Czuł, że każda minuta, w której tego nie robił, była stracona. Wizja ponownego szaleństwa w studiu i zajęcia się muzyką, pobudziła jego wyobraźnię. Ale im bliżej był domu, tym więcej czarnych myśli wkradało się do jego głowy. Czy tak miało być już zawsze? Zawsze przed powrotem do domu miało podnosić mu się ciśnienie, miał odczuwać strach, przygnębienie? Z daleka dostrzegł jakąś plamę na schodach. Parkując auto przed garażem, widział już, kto na niego czekał. 
Na schodach siedziała Erin.
Wyglądała na zmęczoną. Oparła głowę o poręcz, nogi rozłożyła swobodnie przed sobą, a powieki miała przymknięte. Zgasił światła i wysiadł z samochodu, trzasnąwszy drzwiami. Przekroczył kilka schodów i usiadł obok niej.
- Hej słodka. Wstawaj i chodź do domu.
Na jej twarzy wypłynął mały uśmiech.
- Axl, czekałam na ciebie…
- Mogłaś poczekać w domu, nie masz kluczy? Nieważne, gdzie byłaś? – spytał łagodnie, przyglądając się jej źrenicom.
- Sprawdzasz mnie? – zapytała, uciekając wzrokiem przed jego intensywnym spojrzeniem.
- Nie, po prostu pytam… - próbował się tłumaczyć.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o to pytanie. Nie, niczego nie znajdziesz, ostatnio brałam kilka dni przed naszą rozmową…
- Wierzę ci.
- Naprawdę? – zdumiała się – Dzisiaj odniosłam inne wrażenie.
- Nie tak miało być… -  wyjaśnił. – Nie chciałem się kłócić. Krótko mówiąc, mam już dość tych wiecznych awantur.
- Ja też… - zgodziła się z nim – Dlatego właśnie czekam tu na ciebie, żeby jeszcze dziś z tobą porozmawiać. Chociaż spodziewałam się, że będziesz zalany.
- A ty… no wiesz – zaśmiał się, lekko rozluźniając.
- Widzisz jakie z nas pokręcone małżeństwo – zauważyła z sentymentem.
- Oo… to z całą pewnością – zgodził się.
- Chodźmy do domu.
Ogarnął jej ciało wzrokiem i powoli podniósł się z miejsca. Gdy łapała za klamkę, Axl objął ją od tyłu, splatając ręce na jej brzuchu.
Drgnęła lekko, ale go nie odepchnęła. Z łomoczącym w piersi sercem, odwróciła się i czekała na kolejny ruch. Pogłaskał ją po szyi a ona wtuliła głowę w jego ramię. Czuła, jak drży, mimo iż próbował to ukryć. Na twarzy wypisaną miał niejasną powagę. Oczy błyszczały w świetle księżyca. Były coraz bliżej i bliżej. Kobieta przymknęła powieki, nim poczuła muśnięcie ust. Jego dłonie niespiesznie powędrowały do jej zarumienionych policzków, ledwie dotykając dekolt i obojczyk. Przeszedł ją dreszcz. Wplątała swe malutkie rączki w piękne, lśniące włosy wokalisty. Na to on przycisnął ją mocniej do siebie, wciąż pozostając czujnym, obawiając się nagłego odrzucenia. Smakował jej ust zupełnie od nowa, przypominając sobie jak było między nimi jeszcze nie tak dawno.
Kiedy kilka minut później poczuł, jak delikatnie wyswobadza się z jego objęć, oderwał swoje wargi i począł przyglądać się żonie, która wciąż nie otwierała oczu. Pocałował ją ostatni raz w policzek i dopiero wtedy uchyliła powieki. Miała anielski uśmiech. Dlaczego nigdy jej tego nie powiedział? Czy to miało jeszcze jakiś sens? Tysiące pytań buzowało w jego głowie.
Kobieta milczała. Stali tak kolejną chwilę, przyglądając się sobie ze skrępowaniem.
- Dziwne uczucie… - wyznał mężczyzna, nie mogąc już dłużej znieść napięcia między nimi. Taki już był, musiał mieć wszystko jasne, czarno na białym. Niepewność za bardzo go męczyła.
- Miło było powspominać. - puściła jego rękę i weszła do środka. Ze smutkiem opuścił piekącą dłoń i powoli wszedł za nią. W jego głowie powstał już ciąg dalszy tej historii. Kiedy przekroczył próg, usłyszał jej rozgniewany głos.
- Axl, co tu… - mężczyzna uderzył się lekko w czoło i pospieszył za nią, aby odciągnąć jej uwagę, ale chwilę później usłyszał przekleństwo i wiedział, że Erin już wie, co się z nim stało.
- Cholera jasna! – wrzasnęła na cały dom.
Wpadł do pokoju z zamiarem przeprosin, ale Erin nie dała mu dojść do słowa.
- Ty pieprzony pijaku! Zobacz co zrobiłeś! To miejsce to chlew! To zwykła klitka a nie dom! Mam tego dosyć, nienawidzę tu być, nie mam już siły tego wszystkiego ogarniać…
- Nigdy nie kazałem ci po nas sprzątać!
- W tym syfie nie da się żyć! – ddwarknęła.
Uroczy czar prysł. Znów byli dla siebie potworami. Znikły wszelkie ślady chwilowego uczucia.
- Tak żyjemy, tacy jesteśmy, jebana Everly wiedziałaś o tym! Wiedziałaś nawet wtedy, gdy byliśmy jeszcze gówniarzami! – krzyknął tak głośno, że się skuliła. On tymczasem, przebiegając po szczątkach wazonu, czym prędzej uciekł, zanim rozpętało się prawdziwe piekło.
Kobieta uklękła na rozbitych kawałkach szkła, zalewając się łzami. Przez jeden mały moment poczuła, że może być jak kiedyś, że ich związek da się jeszcze jakoś poskładać. Jak się okazało, nie miała prawa tak pomyśleć. Nie mogła przyzwyczajać się do tej myśli. Ich uczucie wygasło jakiś czas temu a jeden epizod nie mógł tego zmienić. Zbyt wiele złego stało się między nimi. Zerwała się na równe nogi, rozcinając wierzch dłoni szkłem. Krew pociekła wąskim strumieniem po jej palcach. Zaklęła cicho i chwyciła kawałek materiału z szafki. Przyłożyła go do ręki i dopiero wtedy spostrzegła, że była to ulubiona chustka Axla.
- Wspaniale…
Obwiązała chustkę dookoła dłoni i mocno ją zacisnęła, obiecawszy sobie, że doprowadzi ją do pierwotnego stanu, nim mężczyzna zdąży zorientować się, że zniknęła.
Wyszła z domu, mocno trzasnąwszy drzwiami, zostawiając za sobą wszystkie troski związane  mężem. Ruszyła zdecydowanym krokiem aleją Honey Drive, a wiatr wiejący ze wschodu wprawiał jej włosy w ruch, przysłaniając widoczność, ale wcale jej to nie zrażało. Idąc Hollywood Blvd mijała wielu ludzi, którzy uciekali wzrokiem, przed jej zdeterminowaną miną. Mijając szklaną witrynę sklepu, przystanęła i przyjrzała się swojemu odbiciu. Pierwsze na co zwróciła uwagę, to dwa ciemne sińce pod oczami. Przetarła twarz wierzchem dłoni i z ulga stwierdziła, że to tylko rozmazany makijaż. Kiedy doprowadziła się do porządku, skręciła w odpowiednią ulicę i przyspieszyła nerwowo tempa.
- Erin? Co ty tutaj robisz? – Steven otworzył jej drzwi, zaskoczony i odsunął się by wpuścić ją do środka.
- Coś się stało? – spytał , gdy wciąż milczała. Oboje udali się dalej, do pokoju codziennego.
- Imprezujesz? – niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu.
Dookoła walały się puste butelki, pudełka po przekąskach, stare płyty, ubrania i cale mnóstwo piór.
Steven nie miał w zwyczaju urządzać imprez u siebie. Nie pozwalała mu na to niewielka przestrzeń, a także obecność „upierdliwych”, jak sam ich nazywał sąsiadów. Kiedy chciał się bawić, wychodził do pobliskiego klubu, lub nachodził swoich przyjaciół w ich posiadłościach.
- Nie… Koleżanki wpadły… parę dni temu – odparł zakłopotany. Po paru minutach uśmiechnął się dobrodusznie.
Perkusista, podobnie jak reszta jego znajomych po fachu, miał kompletnego bzika na punkcie kobiet, ale jako jedyny wstydził się mówić o tym otwarcie, toteż nikt nie podejrzewał go o jakąkolwiek perwersje.
- No to w jakiej sprawie do mnie wpadłaś? Zapalisz? –zaproponował, wyciągając paczkę papierosów z lewej kieszeni jasnych dżinsów. Gdy pokręciła przecząco głową, schował ją z powrotem – wiesz, że za tydzień zaczynamy znowu nagrywać? Będzie się działo! Koniec chlania po domach! – zawołał wesoło – Teraz chlejemy w studiu! – jego entuzjazm bywał zaraźliwy. Niestety, nie tym razem.
- Steve, bardzo się cieszę… - przerwała delikatnie. Miała bardzo słaby głos.
- No tak, nie pomyślałem, żeby zaproponować ci coś do picia. To jak, napijesz się ze mną?
- Nie, dziękuję. Muszę… Daj mi coś, proszę.
- O co ci… - zastygł, gdy zrozumiał sens jej słów. Uśmiech znikł z jego twarzy, a zamiast niego, pojawiło się współczucie.
- Nie mogę, Erin. Sprawa zrobiła się zbyt poważna. Kochanie, wychodzisz z tego, pamiętasz? Nie możesz teraz… No wiesz, poddać się. Chodź, pójdziemy się przejść, co? – zaproponował, ponownie się uśmiechając.
- Steve… Jesteś moim słońcem – wyznała – Musisz mi pomóc. Tylko jeden raz. Takie pożegnanie z dawnym życiem. Po tym już definitywny koniec. Obiecuję. Naprawdę ostatni raz – wyrzucała z siebie z zawrotnym tempem. Kiedy dostrzegła, że jej próby przekonania go nic nie dają, złapała się ostatniej deski ratunku – Znowu pokłóciłam się z Axlem. Już nie daję sobie z nim rady. Wpada w szał, a ja nie potrafię go uspokoić. Pozwól mi się zrelaksować, ostatni raz. Od jutra… - Przełknęła głośno ślinę – Od jutra biorę się za siebie. Porozmawiam z Rose’em. Może już czas, żebyśmy zamieszkali osobno? Ale muszę mieć na to wszystko siłę. Rozumiesz, rozumiesz mnie Steven?
Mężczyzna zamyślił się. Rose z pewnością zabiłby go, gdyby tylko ktoś mu o tym powiedział. Ale przecież nie musiał nic wiedzieć… Z drugiej strony…
- Adler, to ty mnie w to wpakowałeś, pamiętasz? W takim razie, teraz ty musisz mi pomóc…
- Erin, to nie jest żadna pomoc!
- Dla mnie jest! Jedyna możliwa – dodała cicho.
- Jeśli Axl się dowie – pogroził jej palcem.
- To pozostanie wyłącznie między nami – obiecała, myśląc jednocześnie, że dla niej ten układ także będzie wygodny. Ukryła uśmiech samozadowolenia.
- Poczekaj tu – rzucił i udał się w głąb pokoju, gdzie jej oczy już nie sięgały.


Witam i od razu przepraszam za tak długą przerwę. Naprawdę nie była zamierzona. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że jeśli ktoś czyta, to odezwie się pod tą notką. Następny rozdział ukaże się NA PEWNO w przyszłą sobotę. Pozdrawiam!

www.mallory.blogujaca.pl   <-- niezmiennie zapraszam!  



wtorek, 12 listopada 2013

Un

Ciemnowłosy mężczyzna w dużym kapeluszu wszedł do baru i skierował się prosto do ukrytego w najdalszym kącie stolika, przy którym impreza trwała w najlepsze. Kobiety tłumnie gromadziły się wokół fotela, w którym siedział rudowłosy facet, popijając whisky ze szklanki, obserwując je obojętnym wzrokiem. Nagle ujrzał zmierzającego ku niemu przyjaciela, więc  zerwał się na równe nogi, popychając przy tym stojącą najbliżej dziewczynę.
- Axl..
- Nie mam czasu – Uciął szybko, wyminąwszy grupę rozchichotanych fanek. Spojrzały na niego z wyrzutem, ale on już nie zwracał na nie uwagi. Złapał kontakt wzrokowy z przyjacielem i wskazał mu schody do góry, sam ruszył ku nim szybkim krokiem.
Rozgoryczone kobiety poczęły rozchodzić się po klubie, zaciemnione kąty i ponure ściany chłonęły ich wdzięki. Axl obserwował to z góry, za nim dołączył do niego gitarzysta.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego, Rose – Burknął na przywitanie, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. Wychylił ją w stronę rudego mężczyzny, ale ten pokręcił przecząco głową.
 – Ktoś na mnie oczekuje, a uwierz nie warto stracić taką okazję…- To, dlatego czekam tu na ciebie pierdoloną godzinę? – Warknął wokalista, wreszcie patrząc mu w oczy. – Musicie szwendać się po mieście akurat, kiedy jesteście potrzebni…
- Potrzebni? Rudy, nie wpadaj w szał, bo ja na to kurwa nie mam dzisiaj siły – Uprzedził ciemnowłosy, chcąc uniknąć niepotrzebnej sprzeczki – Mów lepiej, o co ci chodzi i zawijam się stąd. Noc jeszcze młoda – Mruknął pod nosem, uśmiechając się zjadliwie.
- Slash, mamy problem - Powiedział z powagą ruszając przed siebie. Facet zwany Slashem ruszył za nim. Wkroczyli do odosobnionego pomieszczenia i zamknęli za sobą drzwi. Pokój był mały i podobnie jak reszta, w klimatyczny sposób skąpany w ciemności. Poniekąd stanowił miejsce sekretnych schadzek, ale też często służył im, kiedy chcieli porozmawiać w swoim gronie, bez świadków. Odmalowany na czarno, sprawiał wrażenie jeszcze mniejszego a halogeny na ścianach nadawały swoistą atmosferę. W kącie stała duża sofa, obita skórą a przy niej niewielki stolik i dwa fotele. Slash rzucił się na sofę rozwalając niedbale nogi na stole. Axl zajął miejsce w obok niego i ukrył twarz w dłoniach.
- A swoją drogą ta ciemna była niezła – Trajkotał Slash, rozluźniony – wiesz, która, ta w tym…
- Możesz się zamknąć na chwilę? Naprawdę nie liczy się dla ciebie nic poza panienkami? Mówię ci, że mamy problem kurwa! Erin – Zaczął, uspokajając się – Erin bierze.
Hudson wybuchł takim śmiechem, że wokalista miał ochotę dać mu w twarz. Slash widząc jego rozwścieczoną minę, pospieszył z wyjaśnieniami.
- Ja pierdole, Axl – Zaczął nieporadnie, nie wiedząc dokładnie jak sformułować swoją wypowiedź – Każdy bierze! – Zawołał w końcu radośnie.
Rudowłosy pokręcił głową w  milczeniu, nie chcąc psuć sobie nerwów na Hudsona.
- Ja ćpam – Zaczął wyliczankę Slash, wspomagając się palcami – Ty ćpasz, Duff, Izzy i Steven też… To jasne, że Erin bierze, weź idź się prześpij, bo gadasz od rzeczy…
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz? – Krzyknął Rose, poirytowany beztroską gitarzysty, poderwał się z miejsca – Ona już nie może przestać! Jest uzależniona do chuja! – Wrzasnął jeszcze głośniej nie zważając na to, że ludzie na parterze mogą usłyszeć jego jadowite wiązanki przekleństw.
- Nie…
- Tak jest. Powiedziała mi o tym dzisiaj, gdy wyjątkowo nie obrzucaliśmy się nawzajem wyzwiskami. Nasze dawki już jej nie wystarczają, załatwia sobie na boku od jakichś dilerów. Zajebiście – Podsumował. Slashowi coś się nie zgadzało.
- Hej Rose, przecież już dawno chciałeś z tym skończyć – Przypomniał przyjacielowi zdezorientowany, zakładając za ucho kolejny niesforny lok – ja pierdole z tymi włosami – Poirytował się i nerwowym ruchem zrzucił z głowy cylinder.
- Cały czas chce. Właśnie o to chodzi. Ale teraz nie mogę jej zostawić…
- Rose, jestem z ciebie dumny – Przemówił Slash z udawaną powagą – Zawsze podejrzewałem, że jakieś tam sumienie masz, może i marne, ale jednak…
- Pojebało cię Hudson do reszty… - Przerwał Axl – Nie zależy mi na moralności, tylko na mediach. Jak długo zdoła utrzymać to w tajemnicy? Miesiąc? A potem zrobią ze mnie potwora, co najpierw wpędza żonę w nałóg, a później ją pierdoli i sobie idzie. Pomyśl, jak wtedy sprzeda się płyta?
Slash westchnął ze zrezygnowaniem.
- A już myślałem…
- Nie nabijaj się, bo poważnie pytam, co z płytą?
- Ty mi lepiej powiedz, co z Everly! – Powrócił do tematu Hudson, omylnie używając  panieńskiego nazwiska pani Rose.
Zdążył się już przyzwyczaić do pięknej żony przyjaciela, czasami miał wrażenie, że zaczyna ją nawet lubić, wciąż jednak irytowała go w niej niezbadana przez niego delikatność i wrażliwość. Uważał, że podobnie jak do Rose’a, Erin nie pasuje do całego towarzystwa.
- Jak to co? Spróbuję ją jakoś wyciągnąć…
- A potem? – Dopytywał Slash
- Co potem?
Slash uniósł brwi.
- Wtedy – Zawahał się na moment – Wtedy się z nią rozwiodę.
- To dobrze – Mruknął – Nie chciałem ci nigdy mówić, ale ona jest trochę dziwna…
- Jest inna niż my – Potwierdził Axl, zamyślając się. Jego wrogość ulotniła się.
- Nie do końca to miałem na myśli – Zaczął mężczyzna ponownie, ale drugi mu przerwał.
- Slash, nie mam ochoty na twoje filozofie. Co ty możesz o tym wiedzieć, skoro sam utrzymałeś przy sobie jedną kobietę najwyżej miesiąc – Rzucił zaczepnie.
- Bo ja stary potrzebuję różnorodności – Odparł Slash nie zrażony – A ty też pierdolisz. Ty Erin nigdy nie zdradzałeś? – Wypomniał.
- Na początku nie…
- Właśnie. Na początku – Gitarzysta aż klasnął w dłonie – Wtedy byłeś jeszcze milutkim, świeżo upieczonym mężusiem. Czasami drukuję jeszcze te wasze fotki w gazetach, wyglądałeś jak pedał, Rose mówię ci…
- Saul, nie wkurwiaj mnie – Ostrzegł, używając jego imienia. Robił to zawsze, kiedy przyjaciel zaczynał go denerwować.
- Ah tak, byłeś wtedy cudownie szczęśliwy.
- Odpierdol się – Wycedził przez zęby – Tak cię to kurwa bawi? – Odwrócił się w jego stronę, przeszywając go wzrokiem ,a potem zarzucając lekko włosami, wyszedł z pokoju, trzasnąwszy drzwiami i zeskoczył ze schodów.
Zdecydował się nie dzwonić po taksówkę, a przejść drogę do domu pieszo. Normalnie nie wybrałby tej drogi o tak późnej porze, lecz był zbyt zamyślony by myśleć o ewentualnych zagrożeniach. Tego wieczoru Hollywood Boulevard było opustoszałe jak nigdy, ale nie uznał tego za zły znak. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że ma całą aleję gwiazd tylko dla siebie. Szedł, mijając obojętnie świecące się szyldy sklepów i kolorowe neony. Powrót do domu przedłużał się, lecz nie przejmował się tym.
Kiedy wychodził, Erin na pewno była czysta, ale nie miał już pewności, co może zastać w domu. Jak mógł nie zauważyć, że jego żona jest uzależniona? Że nie potrafi ani jednego dnia przeżyć bez odpowiedniej dawki… Odpowiedź była prosta. Gdy tylko mógł wychodził z domu, by jej nie widzieć, by nie musieć z nią rozmawiać. Z tygodnia na tydzień coraz mnie go obchodziła, a coraz bardziej irytowała i ograniczała, a przynajmniej się starała.
Lecz po dwóch latach małżeństwa i ona zdążyła się zorientować, że Axla nic poza nim samym, nie mogło ograniczać. Żył tak, jak chciał, a jakiś czas po ślubie i Erin zaczęła żyć tak jak on. Nie mogli się spodziewać, że ta zmiana nie wyjdzie na dobre, zarówno jej jak i jemu. Przed ślubem Erin była miłą, dobrą dziewczyną. Potrafiła utemperować nosa wokaliście, a nawet zachęcić go by nie rujnował sobie życia. Rose, będąc jeszcze nastolatkiem właśnie w takiej łagodnej, nieskalanej Erin, zakochał się bez pamięci, choć te uczucie nieco komplikowało mu życie.
Kobieta prawie w ogóle nie piła alkoholu, nie paliła i wręcz nie znosiła dymu papierosowego, a przede wszystkim stanowczo odmawiała narkotyków. Jakby tego było mało, nie lubiła patrzeć kiedy Axl korzystał z tych wszystkich używek, niejednokrotnie więc musiał wybierać. Z jednej strony jego hard rockowy zespół i dekadencki styl życia, z drugiej spokojna i zrównoważona Erin, dla której mógł przecież rzucić to wszystko. Był czas, kiedy nie miał wątpliwości, że zrobiłby dla niej wszystko, o co by poprosiła. Była jedyną osobą, która bez krzyku, awantur potrafiła dotrzeć do jego serca, którego według wielu, nie miał. Tak było na początku…
Po pewnym czasie, pani Rose znudziło się życie potulnej żony. A może od zawsze miała taki temperament? Któregoś dnia umówiła się z zespołem w Hard Rock Cafe –siedzibą w której gościli niemal co dzień. Axl był wtedy u muzyków z zaprzyjaźnionego zespołu. Wieczór nie zapowiadał się inaczej niż zwykle.
Slash i Duff – utalentowany muzyk, pełniący role basisty w zespole, obalali jedna po drugiej kolejne butelki whisky, Steven, perkusista, wciągał pedantycznie usypane ścieżki kokainy, a gitarzysta rytmiczny Izzy kręcił się koło baru, wypatrując nową zdobycz. Niedługo później Erin dostrzegła wysoką brunetkę, wchodzącą za nim po schodach do loży vipów.
- Szybko mu poszło – Mruknęła zniesmaczona.
- Al’ rekordu nie będzie – Wymamrotał Slash, rozlewając alkohol po stole, momentami trafiając do kieliszków – Grzechem byłoby nie spytać – Zwrócił się do Erin – Jeszcze jeden?
- Dziękuję Saul, mi wystarczy – Odparła, unosząc brwi. Slash nie zrozumiał subtelnej sugestii.
-J’k chcesz – Rzucił obojętnie.
- Co miałeś na myśli, mówiąc o rekordzie? –Spytała podstępnie, obserwując jego twarz. Wiedziała, że w takim stanie powie jej wszystko.
- No wiesz…- Zaczął ostrożnie – Nie wiem…
- Polej mi.
- Steven! Steven! Kurwa, słyszałeś ją?! – Zawołał z niedowierzaniem, głośno czkając – Pani Rose będzie z nami piiła Musimy to… opić! – Krzyknął wspaniałomyślnie i raptownie zwalił się z krzesła na podłogę.
Steven, który drzemał na stoliku, niczego nie zauważył, lecz kobieta kompletnie trzeźwa zerwała się na równe nogi i w ciągu paru sekund znalazła się przy Hudsonie, ale ten już podnosił się z podłogi, z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Nie bój nic ‘Rin – Przekręcił jej imię – Wujek Slash ma zajebiście mocną głowę – Zapewnił.
- Obawiam się, że z moją będzie inaczej – Mruknęła pod nosem, ale gitarzysta był nadzwyczaj czujny. Być może spodziewał się, że kobieta jednak się wycofa. 
- Nie bój nic mała – Powtórzył – Już my cię przypilnujemy! – Rzucił wesoło, rozglądając się po pozostałych członkach zespołu. Axla nadał nie było, Steven drzemał na stoliku, Izzy wciąż był na górze, natomiast Duff zaćpany wygrywał mollowe dźwięki na swoim basie, parę metrów dalej.
- No dobra – Slash zakłopotał się, zdając sobie sprawę jak mają się jego przyjaciele – w tkim razie, skoro nasz zajebisty zespół wymiękł...- Zaczął, lekko się chwiejąc- Ja przypilnuję, żeby pani Rose nie przegięła pały, ta jest?
- Tak jest! – Potwierdziła Erin, przechylając butelkę Jacka Danielsa i wypijając tym samym resztkę bursztynowego płynu.

Tego wieczoru wróciła do domu dużo później niż zamierzała, choć sama pewnie by tego nie dostrzegła. Uświadomił jej to wściekły Axl, gdy przed czwartą nad ranem łaskawie przytoczyła się na Honey Drive, w towarzystwie Izzy’ego, który ze względu na swoje łowy, jedyny trzymał fason.
Kiedy Axl tego dnia wrócił do miasta, otwierając drzwi ich małego domku, był niemal pewien, że Erin czeka na niego z czymś ciepłym do jedzenia lub chociażby czytając pod kocem te swoje książki. Zespół przy każdej okazji wyśmiewał ją za, ich zdaniem nudne hobby, a  i Axl podzielał ich opinię na ten temat, mimo to widok jej takie spokojnej, bez żadnych negatywnych emocji, z książką w ręku był dla niego jak przymknięcie powiek po niełatwym dniu. Tego wieczoru czekała go niespodzianka. Pustka. Wiedział, że gunsi – jak zwykli siebie nazywać, imprezowali w Hard Rocku, ale miał nadzieję, że jego żona jak zwykle zdąży wrócić przed nim. Dzwonił po kolei do muzyków, lecz żaden z jego przyjaciół nie odbierał telefonu. Zniecierpliwiony próbował po kilkanaście razy, bezskutecznie. Mógł pójść, sprawdzić co z nią, ich dom dzielił jakieś pół godziny drogi od ulubionej miejscówki zespołu. Zmęczenie zatrzymało go w domu.
Starał się zasnąć, ale nowa sytuacja coraz bardziej go drażniła. Koło drugiej w nocy zaczął się denerwować. Zazwyczaj o tej porze, członkowie jego zespołu byli już kompletnie pijani i drzemali po kątach, więc Erin z braku lepszego zajęcia powinna była wrócić do domu. Bynajmniej tak było do tej pory…
Sfrustrowany ponownie położył się do łóżka, z zamiarem porządnego ochrzanienia żony tuż po przebudzeniu, lecz właśnie wtedy usłyszał klucz przekręcany w zamku. W jedną stronę, po chwili w drugą i tak kilka razy. Drzwi były otwarte. Z mieszaniną ulgi i złości Rose powlókł się otworzyć. Gdy tylko to zrobił, podmuch wiatru uderzył go w twarz niosąc za sobą ostrą woń alkoholu. Spojrzawszy na twarz żony , nie roześmiał się jak na widok zalanego Slasha, Duffa, Steve’a lub Izzy’ego. Coś zabolało go w środku, choć ze względu na to ile razy ona widziała jego w takim stanie, nie powinien tego okazywać.
- Piłaś.
-Niewiele, naprawd’, różyczko  - Zawołała na pół ulicy.
Złapał ją mocno za ramię i wciągnął do środka z odrobinę zbyt dużą siłą, ale nie skarżyła się. Wyraz twarzy miała raczej rozbawiony a minę lekko zdezorientowaną.   
- Jaka kurwa różyczko? – Mruknął rozdrażniony.
- Przepraszam skarbie, jest mi tak wesooło! – Krzyknęła jeszcze głośniej, rzucając mu się w ramiona.
Złapał ją, lekko do siebie przytulając. Wbrew wszystkiemu naprawdę martwił się o nią.
- Nie drzyj się tak.. – Szepnął, głaszcząc ją po plecach.
- Ale jesteś niemiły – Zauważyła kapryśnie, ściszając ton.
- Bo łazisz nie wiadomo gdzie, a potem przychodzisz mi taka do domu! – Wyrzucił w końcu.
- Przepraszam, straciliśmy z kudłatym kontrolę – Rzuciła lekceważąco, a brutalnie odepchnięta, skierowała się w stronę łóżka. Szła powoli, kołysząc się i nieustannie chichocząc. Widząc to, Axl w końcu się roześmiał.
- Erin się uchlała – Szepnął z ironią.
Tymczasem ona padła na łóżko, twarzą do poduszki i leżała tak przez parę minut. Tak śmiesznego widowiska mężczyzna nie miał dawno. Stał chwilę i nabijał się ze swojej żony, a gdy go to znudziło, usiadł obok niej na skraju łóżka.
- A co z chłopakami? – Spytał, niby od niechcenia. Był ciekaw ile pamięta z tego szalonego wieczoru.
- No jak co… - Odpowiedziała z lekkim opóźnieniem – Pewnie siedzą tam i mnie wyśmiewają! – Zawołała oburzona.
- Ah, więc byłaś ze wszystkimi, tak? – Podpytywał dyskretnie.
- No w zasadzie…to nie… - Odparła po chwili przemyśleń – Chyba tylko ze Slashuniem…
Axl wybuchł śmiechem. Śmiał się i śmiał, mimo że przed paroma minutami był jeszcze bardzo zły.
- Tylko tak do niego nie mów, bo jeszcze oberwiesz – Ostrzegł, uspokajając się – To co, kładziemy się spać, czy robimy coś innego? – Spytał z figlarnym uśmieszkiem.
- Ja… Ja to bym się napiła jeszcze.
- Na dzisiaj starczy, Erin – Przygasił ją spokojnie, pewny, że kiedy następnego dnia zaatakuje ją kac, będzie mu za to wdzięczna. Ponadto, był pewien, że już nigdy więcej nie doprowadzi się do takiego stanu. To nie leżało w jej naturze. To było wbrew jej poglądom.
- No dobrze - zgodziła się bez sił do walki – Ale nadrobimy to! – Zapowiedziała, wślizgując się pod kołdrę w ubraniach.
- Jaasne – Przytaknął i ułożył się obok, opierając głowę na jej ciepłym ramieniu.
Zapach alkoholu trochę go odpychał, lecz nim zdążył głębiej przemyśleć cały ten epizod, pochłonął go kamienny sen. Nazajutrz ból głowy i nudności nieuchronnie dopadły Erin. Axl jednocześnie jej współczuł i miał pewnego rodzaju satysfakcję. Gdyby tylko poszła z nim, już by przypilnował, w którym momencie powinna przystopować. Na Slasha w tej kwestii nie było co liczyć.
Saul miewał swoje dobre i złe dni. Potrafił przez tydzień nieustannie pić, a że mieli przerwę w nagrywaniu i koncertowaniu, sposobność ku temu trafiała się nadzwyczaj często. Rzadko udzielali wywiadów i pojawiali się na większych imprezach, bo zwyczajnie ich to nudziło. Udawali się na ogół do zadymionych, zatłoczonych, hollywoodzkich klubów, od czasu do czasu, w przypływie euforii lub pod wpływem odpowiedniej ilości procentów, grali spontaniczny koncert na małej, klubowej scenie. Następnie zasiadali w loży, odcinając się tym samym od fanów, by bawić się we własnym gronie, choć oczywiście wszystko zależało od kaprysu.
Zwykle wychodzili w szóstkę – Zespół i Erin, ale bywały dni, że wpadał do nich ktoś jeszcze, okoliczne zespoły, przyjaciele Axla z Aerosmith, sezonowe dziewczyny Steve’a i Duffa, kochanki Izzy’ego i Slasha, lub jego przyjaciel – Mike.
Jackson miał z Hudsonem bardzo dobry kontakt, czasem nawet roznosili kluby wspólnymi piosenkami, albo zakrapianymi improwizacjami. Tworzyli zgrany duet, ale gitarzysta nigdy nie miał wątpliwości z kim woli grać.
O trzeciej po południu Axl w końcu zdecydował się obudzić Erin. Była blada, a pod oczami miała duże cienie, ale szybko zdusił w sobie, zalęgające się powoli współczucie.
- Te, panna – Szepnął jej do ucha, lekko nią potrząsając. Nawet nie drgnęła. Westchnął ciężko i wziął ją na ręce. Nie wiedząc co robi, zaniósł ją do pokoju nagrań, którym był, mały zaciemniony kąt, z średniej jakości mikrofonem nie używanym nigdy w ambitnych celach. Swoje największe hity zespół nagrywał w Geffen Records w Santa Monica.
Właśnie kiedy miał się zabrać za rozbudzanie żony, usłyszał gwałtowne otwieranie drzwi, a po chwili huk. Zdezorientowany spojrzał krótko na żonę, a gdy nie dawała oznak przebudzenia, z braku lepszego pomysłu, ułożył ją ostrożnie na ziemi, obiecując że zaraz po nią wróci. Nie było to najlepsze miejsce na kładzenie czegokolwiek, tym bardziej żony.
W przedpokoju, za który robił jedynie krótki korytarzyk, mocno się chwiejąc stał Slash. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, na podłodze leżał jego cylinder, pomięta paczka fajek i rozbita butelka whisky. Najwyraźniej Hudson upadł na podłogę tuż po przekroczeniu progu. Wokalista uśmiechnął się podstępnie. Gdyby był poprzedniego dnia z nimi, byłby w tym samym, jeśli nie gorszym stanie. Może nawet pili by do tej pory.
- Rose, przyjacielu! – Zawołał nowo przybyły, rozwierając szeroko ramiona – Się dawno kurwa nie widzieliśmy, nie?
- Bardzo – Skwitował Axl, chcąc jak najszybciej sprowadzić rozmowę na temat Erin – A co zrobiłeś mojej kobiecie? – Spytał wprost.
- Sama chciała! – Bronił się Slash, ale coś w jego tonie kazało Axlowi nie wierzyć. W tonie, a przede wszystkim w treści.
- Erin sama chciała się uchlać? Slash, kurwa znam ją nie od dziś. Tylko pamiętaj, to nie jakaś pierwsza lepsza panienka, którą upijesz, a potem wystawisz na pośmiewisko. To Erin – Ostrzegł poważnym tonem.
- Jakie pośmiewisko, o chuj ci chodzi? – Obruszył się, słysząc oskarżenia pod swoim adresem – Stary, ja to się dopiero obudziłem, parę minut temu Duff mi powiedział, że Izzy ją tu podprowadził, ale ulotnił się, żeby nie poznać twojego gniewu – Bełkotał, podsycając znacząco dwa ostatnie słowa – Nawet nie wiesz jaką ta mała ma mocną głowę – Dodał po chwili z uznaniem.
- Niech ci będzie. Żeby mi to było ostatni raz – Mruknął pod nosem, ale Hudson tego już nie usłyszał. Udał się do kuchni w poszukiwaniu kolejnej butelki.
- Ciszej! – Upomniał go Axl, idąc za nim – Erin jeszcze śpi.
- Rudy, wyluzuj kurwa. Tylko się napiję i już mnie nie ma. Viola czeka w aucie.
- Chyba nie prowadzisz? I co to znowu za Viola?
- Ale ty Rose zesztywniałeś przy tej swojej. Jasne, że ja, ale spokojnie tylko do Hard Rocka jedziemy, to jedna ulica, nikt nas nie zgarnie. A Viola to znajoma tego no… pieprzonego Jacksona – Dorzucił po minucie, zupełnie jakby imię przyjaciela wyleciało mu z głowy – Kiedyś to w chuj zetnę – Pogroził, odgarniając włosy z twarzy.
- Możemy to zrobić już teraz – Odparł Axl z uśmiechem, wskazując głowa nożyce kuchenne.
- Chyba cię stary pojebało – Hudson zmarszczył brwi – I na co ja będę wyrywał te puste panny? Myślisz, że je interesuje moja wirtuozeria?
- Myślę, że nie – Przyznał Axl, wciąż się szczerząc.
- Dobra, to idę – Oznajmił nagle Saul, wracając do korytarza – Przywleczcie się do Hard Rocka, jak się mała obudzi, co?
- O kurwa, czekaj! – Zawołał Rose i puścił się biegiem do kącika nagraniowego. Erin wciąż leżała na dywanie, a z pozycji w jakiej ją zastał wywnioskował się, że nie poruszyła się odkąd ją tam zostawił. Uspokojony wrócił do przyjaciela.
- Co ty… - Zaczął Slash, ale uciszył go gestem.
- Nieważne – Machnął niedbale ręką – Zostawiłem Erin na podłodze, bo nie miałem gdzie ją położyć, kiedy tu hałaśliwie wpadłeś, ale zaraz do niej pójdę…
Saul  parsknął śmiechem.
- Chyba nie ucieszyłaby się, gdyby tam się obudziła, co?
- Nie – Przyznał Axl – Dlatego wypierdalaj do tej Violii ostrożnie mi kurwa jedź. Jeszcze mi z tobą problemy potrzebne – Mruknął swoim niskim, zachrypłym głosem.
- Rudy spokojnie! Coś ty taki nerwowy, że ja pierdole…
- A bo mnie wkurwiliście! Wyjeżdżam na jeden wieczór do Steve’a i Joe, a wy już musieliście moją kobietę spić.
- Dobra, dobra – Slash machnął lekceważąco ręką – Nie zapominaj, że zajebiście jej się to podobało.
Axl prychnął i poszedł do żony, jednak ta zdążyła się już obudzić. Leżała na podłodze i wpatrywała się tępo w sufit. Stanął nad nią, pochylając się nisko, tak by jego świeżo umyte i starannie rozczesane włosy połaskotały ją po twarzy. Uśmiechał się promiennie.
- Czy ja… - Zaczęła nieporadnie – Ja leżę na ziemi?
- Tak się akurat złożyło… - Odparł mężczyzna, zakłopotany – Wiesz wpadł ten, co cię tak załatwił i nie miałem co z tobą zrobić… - Wyjaśnił nieskładnie.
- Ale zasypiałam w łóżku obok ciebie? – Upewniała się.
- Tak, skarbie, obok mnie. Nie pamiętasz?
- Pamiętam, jasne że pamiętam… - Zapierała się, ale robiła to na tyle nieudolnie, że Axl zorientował się od razu, iż tak naprawdę nie pamięta nic z poprzedniego wieczoru. Uśmiechnął się zjadliwie.
- To co, wstajemy? – Zaproponował wciąż z uśmiechem.
- Niee! – Zawołała, powodując tym samym kolejną salwę śmiechu.
- Dlaczego? Chyba nie czujesz się źle, co?
- Wody – Wysapała, nie unosząc się ani o centymetr.
Axl wrócił do kuchni, aby spełnić jej zachciankę. Wiedział, że pierwszy kac boli najbardziej, a co do tego, że był to jej pierwszy raz, nie miał żadnych wątpliwości.
Znali się przecież od dziecka. Przyjaźnili się, choć już wtedy wszystko ich różniło. Axl pochodzący z patologicznej rodziny, wdawał się w bójki, wagarował, włóczył się po mieście pijąc i ćpając w kolegami. Jego pierwsze próby założenia zespołu spełzały na niczym, więc wynajdował sobie inne rozrywki, które mogłyby mu go zastąpić. Tymczasem Erin wywodziła się z ciepłego, rodzinnego domu, dobrze się uczyła i nigdy nie piła alkoholu. Zawsze powtarzała, że ma na to czas, a także że widok pijanej kobiety budzi w niej wielkie obrzydzenie. Więc kiedy Axl zawalał szkołę i rozbił się po najgorszych zakątkach L.A, Erin czytała te swoje książki, śpiewała religijne pieśni i grała na gitarze klasycznej. Kto by pomyślał, że tych dwoje mogło by kiedykolwiek być małżeństwem.
Kiedy do niej przyszedł, zaskoczyła go swoim spostrzeżeniem.
- Zawsze myślałam, że przesadzacie z tym całym kacem. Ale Boże, ja chyba umieram! – Zawołała na cały dom.
- Skarbie, nie taki ilości się piło – Odparł z uśmiechem – Pij dużo, to ci przejdzie. Wody, oczywiście – Dodał po chwili.
- Alkoholu już nigdy nie tknę! – Zarzekała się.
- Tak myślałem, ale może to i lepiej? Naprawdę wygodnie ci na tej podłodze? – Pokręciła głową – Nie? – Droczył się z nią żartobliwie.
- Zaabierz mnie stąd – Jęknęła słabo. On tylko na to czekał. Podał jej szklankę z wodą, następnie ostrożnie, powoli podniósł.
- Oż kur… - Axl gwałtownie powrócił do rzeczywistości, potykając się o chodnik. Zdał sobie sprawę, że od domu dzieli go już kilkanaście metrów. Nie pamiętał nawet, kiedy odbił w swoją ulicę. Puścił się biegiem.
Wbiegł po schodkach, trzymając się poręczy i z obawą nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte, tego się spodziewał. Chłodny wiatr, który pojawił się nie wiadomo skąd, zburzył idealnie ułożoną, rudą grzywkę. Zaklął, lecz nie z powodu włosów. Zacisnął dłoń w pięść i z ogromną siłą zaczął walić do drzwi.
- Erin, pieprzona narkomanko! – Krzyknął z rozpaczą, rozdzierającą jego serce. 

---

Witam z powrotem! Już zapomniałam jaka to przyjemność do Was pisać! Przepraszam za długą nieobecność - w końcu udało mi się w miarę ogarnąć blogspota, odkopać to "COŚ". Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu - jest troszkę inne niż moje poprzednie opowiadanie. Znacznie więcej opisów i skupienia również na innych bohaterach. Nie spodziewałabym się happy end'u, ale.... kto wie ;) 
Póki co, przed nami wiele rozdziałów (z pewnością nie tak długich, jak ten!) w czasie których postaram się przedstawić świat zespołu widziany moimi oczami wyobraźni od środka. Myślę, że będzie dobrze. I nie bądźcie źli za te wulgaryzmy - w tej rzeczywistości to niemal niezbędne! 
Pozdrawiam i liczę na Wasze opinie! Zaczynamyyyyyy...